piątek, 23 listopada 2012

Rozdział 9


- O nie. Nie, nie, nie, nie.. NIE! - Damon krzycząc wyskoczył od razu z łóżka. Stał tak, przede mną, cały nagi. Lecz nie zwracałam na to uwagi. Miałam miliard myśli na minute. Jak to się stało!? Miałam nadzieję, że to tylko jakiś głupi żart.
- Co Ty narobiłaś!? - wykrzyczał. Przecież dobrze wiedział, że to nie moja wina, że nie zrobiłam tego specjalnie.
- Chcę, żebyś znów był wampirem. - powiedziałam głośno i stanowczo. Czekaliśmy w grobowej ciszy aż coś się stanie. Nic!
- I co teraz zrobimy? - Powiedziałam bardzo cicho. Damon dopiero po chwili się ocknął, spojrzał się na mnie ogłupiałymi oczami i zaczął się ubierać. Wychodząc powiedział tylko przez ramię:
- Nie waż się komukolwiek mówić.
Siedziałam tak w bezruchu przez dłuższy czas. Słyszałam jak głośno bije mi serce, czułam jakby pulsował mi mózg. W końcu kiedy dotarły do mnie wszystkie konsekwencje moich nieprzemyślanych słów, wpadłam w płacz. Sama nie wiem jak długo to trwało. Płakałam i płakałam, aż w końcu postanowiłam, że trzeba coś z tym zrobić. Przede wszystkim szybko musiałam nauczyć się zabezpieczać myśli przed Katheriną. Miałam nadzieję, że nie ma jej teraz w domu. Jeżeli jest jak myślę, mogła ewentualnie wyczuć moje emocje.
Kiedy udało mi się w miarę ogarnąć, zeszłam do kuchni. Żaden dobry pomysł nie wpada do głowy, kiedy jest się głodnym. Po drodze zobaczyłam Damona leżącego w salonie, trzymał w ręku pustą butelkę po burbonie. Był zalany w trupa.
-Damon? Damon, dobrze się czujesz? - mówiłam głośno, choć wiedziałam, że i tak mnie nie rozumie, bo był pijany jak bela. Nie był już wampirem, więc mało mu było trzeba by porządnie się spić.
Po długiej próbie gadania do niego, by się ocknął, udało mi się postawić go na równe nogi. Do jego sypialni szliśmy dobre pół godziny. Wciąż się wywracał albo potykał. Położyłam go w pozycji bezpiecznej, po czym położyłam się po drugiej stronie łóżka, by być przy nim, gdyby czegoś potrzebował. Miałam tylko nadzieję, że kiedy się obudzi, nie zacznie znów na mnie krzyczeć.
Obudziło mnie głośne chrząkanie. Odwróciłam się na drugi bok i zobaczyłam Damona. Jego twarz była niecały centymetr od mojej.
- Przepraszam. - powiedział. Byłam w szoku, nie często słyszy się takie wyznanie z jego ust. Od razu się do niego mocno przytuliłam.
- Ja naprawdę nie chciałam, nie zrobiłam tego specjalnie, gdybym wiedziała... - zaczęłam płakać mu w rękaw.
- Nie płacz, mała. To nic nie zmieni. Niepotrzebnie aż tak się zdenerwowałem. Wymyślimy coś. - wyszeptał mi wprost do ucha i pocałował delikatnie. Spojrzałam się na niego. Mój tusz był już na jego policzkach. Poczułam jak mocno przyciska swoje usta do moich i po chwili już całowaliśmy się namiętnie. Znów czułam go w sobie! Ah, byłam w siódmym niebie. Uwielbiałam czuć jego zapach, jego przyśpieszony oddech na mojej szyi.

***

Wybrałam się do Bonnie. Wiedziałam, że mogę jej ufać, bez przeszkód wytłumaczyłam jej całą sytuację. Moje przeczucia sprawdziły się, zrozumiała mnie jak nikt inny. Od razu rzuciła się do swoich książek.
- To chwile potrwa. - rzuciła przez ramię, więc nie zastanawiając się dłużej udałam się od razu do kuchni i zrobiłam nam kawę. Kiedy wróciłam, zastałam przyjaciółkę w tej samej pozycji. Usiadłam bez słowa przy stoliku, kiedy spojrzała się w moją stronę, kiwnęłam tylko delikatnie głową w stronę jej kubka. Uśmiechnęła się znacząco.
Siedziałam już dobre parę godzin i właśnie zastanawiałam się jakim cudem Bonnie była w stanie przesiedzieć tyle godzin w jednej pozycji, przewracając tylko kartki.
- JEST! - wykrzyczała, a ja z wrażenia wylałam na siebie kawę. Nawiasem mówiąc była to już czwarta odkąd tu przyszłam. Bonnie wstała szybko i wyszła z pokoju. Szybkim krokiem udałam się za nią. Zastałam ją w gabinecie babci, gdzie stała przy ksero mrucząc coś pod nosem.
- Masz, tu są skserowane wszystkie strony, które dotyczyły tego... czegoś. To jest czarna magia, moja kochana. Znalazłam to w starej książce babci, którą odkryłam dopiero niedawno. Zastanawiam się, ile jeszcze jest miejsc w tym domu, gdzie pochowała takie skarby...
- Do rzeczy, Bonnie. - powiedziałam zdekoncentrowana.
- Tak, tak, już. - wręczyła mi do ręki jedną z kartek. - Czytaj na głos. Od tego miejsca... O tu.
- "Kiedy łańcuszek zostanie wykorzystany do zmiany jakiejkolwiek istoty, jego magia coraz bardziej staje się czarna. W takich sytuacjach coraz trudniej będzie można wykorzystywać go do jakiejkolwiek magii, jeżeli właściciel nie wie jak właściwie to uczynić. (...) Kiedy chce się odwrócić urok, należy powiedzieć całe zdanie wspak. Najlepsze rezultaty uzyskuje się w miejscu, gdzie urok został rzucony." Matko, takie proste? A ja myślałam, że będę musiała szukać jakichś jednorożców, czy ślinę gremlinów... - uśmiechnęłam się do niej znacząco. Jednak Bonnie miała bardzo poważną minę.
- To tyle jeżeli chodzi o to byś mogła odczarować Damona. Reszta jest również ważna - kiwnęła głową na zadrukowane kartki - ale to już poczytaj jak zrobisz swoje. I kiedy to zrobisz, spal to. Nie było by dobrze, gdyby trafiło w niepowołane ręce. Musisz nauczyć się nad tym panować, bo może być coraz gorzej, w końcu nie pomogą Ci wszystkie czarownice razem wzięte. - w końcu uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Dziękuję słoneczko - uściskałam ją z całej siły i pędem rzuciłam się do samochodu.

***

- Damon, jesteś? - krzyknęłam przechodząc przez próg.
- Tutaj - usłyszałam z góry.
Zastałam go leżącego na łóżku i czytającego książkę. Musiałam zrobić dziwną minę, ponieważ powiedział:
- A co ty myślałaś? Że pójdę na kawę do Klausa i opowiem mu jaka to zabawna historia nam się zdarzyła?
Uśmiechał się do mnie pięknie, a zarazem ironicznie. Odetchnęłam z ulgą. Usiadłam obok niego, złapałam za łańcuszek.
Damon zrobił głupią minę, kiedy powiedziałam coś, co brzmiało jak bym była nietrzeźwa umysłowo. Nagle złapał się za twarz, a jego mina prawie doprowadziła mnie do zawału.

_________________________________________________________________________________


Przepraszam, że tyle musiałyście czekać, ale matury i egzaminy zawodowe zabierają mi każdą wolną chwilę. Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam.. ;-)
Buziaczki!

piątek, 10 sierpnia 2012

Rozdział 8

Siedziałam przy kuchennym stole, co chwile uderzał mnie mocny zapach czarnej kawy. Uśmiechałam się sama do siebie.
- Z czego jesteś taka zadowolona? - powiedział Damon i odwrócił się do mnie. Właśnie przygotowywał obiad, bym mogła zjeść w końcu coś normalnego. Nie mogłam napatrzeć się na wampira, który gotując wyglądał tak okropnie seksownie. Przez głowę przeleciała mi myśl, że jednak dobrze, iż tylko jedna osoba może czytać mi w myślach bez dotyku.
- A, tak jakoś cieszę się, że mogłam wrócić choć część mojego dawnego życia. - stwierdziłam, biorąc kolejny łyk kawy.
W końcu doszłam do siebie. Bonnie opowiedziała mi wszystko ze szczegółami. Najbardziej cieszy mnie fakt, że nadal mam możliwość zostać w przyszłości matką. Niestety na tą chwilę wiem, że nie mogłabym się związać z żadnym facetem. A już na pewno nie z nowo poznanym. Mamy teraz tyle problemów na głowie. Cały czas zastanawiam się co zrobi Klaus gdy się dowie, że nie dość, że nie udało mu się mnie zabić, to do tego jeszcze jestem w swoim własnym ciele. Zapewne wszystko zacznie się od początku. Znów będzie chciał mnie zabrać do siebie i kiedy będzie mu potrzebna moja krew, po prostu będzie ją ze mnie spuszczał litrami. Na samą myśl cała zadrżałam.
- Wszystko w porządku? - znów zapomniałam o jego istnieniu. Czułam się przy nim tak bezpieczna, że mogłam zapominać o całym świecie i dać się ponieść wyobraźni.
- Tak, wszystko dobrze. Ciągle myślę o tym, czego nie powiedzieliśmy jeszcze na głos.
- Klaus? - zapytał, potaknęłam mu. Zrobił dziwną minę, jak by się zamyślił. - Dobrze wiesz, co by się nie działo, będę walczył do ostatniej kropli krwi. - powiedział i uśmiechnął się do mnie, bym nie zabrzmiało to zbyt oficjalnie. Wstałam i podeszłam do niego. Oparłam głowę na jego torsie i objęłam go rękami w okół brzucha. Cały zesztywniał.
- Dziękuję. - wyszeptałam. Po moich słowach, jak za machnięciem magicznej różdżki, rozluźnił się i przytulił mnie mocno do siebie.
- Tak się cieszę, że nic ci nie jest. - powiedział. Chyba za wiele było tych czułości, bo znów zaczęłam czuć jak cały sztywnieje.
- Klaus.. - wysyczał.
- Co? Ja przecież wiem... - nagle do mnie dotarło. Odwróciłam się natychmiast. Przed nami stał, o dziwo, Klaus we własnym ciele. Przeraziłam się. Lecz on, w ogóle nie zdziwiony, patrzył na nas z uśmiechem.
- Witajcie, kochani. Jak miło patrzeć na dwójkę szczęśliwych ludzi. Pewnie zastanawiasz się, co mnie tu sprowadza, bo przecież cię zabiłem. - ostatnie zdanie powiedział mi prosto w oczy, coraz bardziej się przybliżając. - nie, nie, nie. Ja cię uratowałem. - uśmiechnął się szyderczo. - Myślisz, że jestem taki głupi? Jestem Pierwotny. Wiem do czego służą te łańcuszki. Kiedy cię porwałem nie miałem zamiaru zabijać. Ale kiedy dostrzegłem te świecidełko na twojej szyi, nawet przez chwile się nie zawahałem. Nawet nie wyobrażasz sobie mojej radości, kiedy spostrzegłem, że byliście tacy głupi by nie sprawdzić do końca jego umiejętności. - Klaus stał już ze mną twarzą w twarz, lecz nie dotykał mnie. Czyżby się bał, że poznam jego zamiary? - Nie zrobię Ci krzywdy. Potrzebuję tylko trochę krwi do ampułki. Ah, moje hybrydy zaczynają wybijać siebie nawzajem, muszę zwiększyć ich ilość, by nie ryzykować, że znów możesz się... zabić. - dokończył.
Cała reszta zdarzyła się w ciągu sekundy. Klaus odepchnął Damon tak, że wypadł przez szybę, złapał mnie za rękę, wbił mi kły w nadgarstek, wlał moją krew do naczynia i wybiegł. W ciągu następnej sekundy znalazł się koło mnie Damon i już opatrywał mi ranę.
- Nic mi nie będzie. - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego słabo.
Mężczyzna zaprowadził mnie na kanapę. Posadził mnie i sam usiadł, dociskając gazą nadal krwawiące "dziurki".
- Musimy coś z tym zrobić. Nie może być tak, że będzie przychodził, kiedy tylko będzie miał ochotę i zabierał ci krew. Po drugie, nie może być tak, żebym nie był w stanie cię obronić. Trzeba jakoś zadbać o Twoje bezpieczeństwo. Po trzecie, trzeba dokładnie dowiedzieć co jeszcze potrafi ten łańcuszek.
- Z tego co mówiła Katherine, mogę wybierać sobie moce. Tylko nie mam pojęcia jak to uruchomić. - odparłam, nabierając głęboko powietrze. Nagle wpadłam na głupi pomysł. Ruchem głowy kazałam Damonowi się odsunąć, po czym zdjęłam gazę z rany, drugą ręką złapałam za wisiorek. "Chcę, by ta rana się zagoiła" pomyślałam, zaciskając powieki, jak by to cokolwiek miało pomoc. Otworzyłam oczy i... nic się nie zmieniło.
- Eh, nie wiem na czym to polega.
- Elena, spójrz. - Nagle na moich oczach, moja własna rana zaczęła się goić w tempie ekspresowym. Byłam w takim szoku, że mimo, iż wszystko się już zagoiło parę sekund temu, nadal nie mogłam mrugać. Kiedy zaschły mi oczy i zaczęły napływać łzy, otrząsnęłam się.
- To działa! - wykrzyknęłam, wstając z kanapy. Damon również podskoczył i znów byliśmy w swoich objęciach.
- Musimy jak najszybciej dowiedzieć się jakie magiczne właściwości mają te łańcuszki. Z jednej strony mogą nam pomóc, lecz z drugiej... niestety zaszkodzić. - uśmiechnął się do mnie pocieszająco i przytulił jak prawdziwy przyjaciel. "Boże, dlaczego ona nie może być tylko moja?" Usłyszałam w jego głowie. Cała zdrętwiałam. Damon chyba domyślił się co się wydarzyło i również cały zesztywniał. Spuścił wzrok i odsunął się ode mnie. Nagle poczułam dziwne uczucie w sercu i brzuchu. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Złapałam go za podbródek i lekko podniosłam. Spojrzał mi w oczy ze strachem i nadzieją. Nie wiedziałam, że Damon Salvatore potrafi pokazywać takie emocje. Poczułam napływ dziwnej energii, zbliżyłam się i... zetknęliśmy się ustami. Poczułam miłe mrowienie. Podniecenie wzięło górę. Z niewyobrażalną siłą pchnęłam go na ścianę, przyciskając go do niej i pocałowałam namiętnie. Damon zrobił to samo. Nie mogliśmy się sobą nacieszyć, nie mogłam się powstrzymać. Najlepsze było w tym wszystkim to, że nigdy nie było mi tak dobrze. Czułam jak po całym ciele przechodzi mi fala gorąca. Damon nieoczekiwanie złapał mnie za pośladki i przycisnął do siebie. Zważając na to, że Damon był ode mnie wyższy, w okolicach brzucha poczułam delikatny ucisk. Kiedy dotarło do mnie co mężczyzna chce mi przekazać, oderwałam się od niego i spojrzałam mu szeroko w oczy. Uśmiechał się rozbrajająco. Odpowiedziałam mu tym samym, po czym wpiłam się w jego usta, po czym podskakując i zawieszając się rękami na jego szyi, zaplotłam nogi na jego biodrach. Usłyszałam ciche mruknięcie i w wampirzym tempie znaleźliśmy się w sypialni.

***

Obudziłem się z uśmiechem na ustach. Przez chwilę nie mogłem sobie przypomnieć co było powodem mojej radości, lecz kiedy otworzyłem oczy wszystko było już jasne.
- Dzień dobry.. - powiedziałam Elena, przeciągając się powoli. Uśmiechała się tak przepięknie. Starając się badziej przykryć, zrzuciła ze mnie całą kołdrę. Z uśmiechem na ustach patrzyłem jak się czerwieni.
- Jesteś nagi.
- Wiem. - odpowiedziałem i przeciągnąłem się leniwie. Elena, mimo, że kolorem przypominała już dojrzałego pomidora, to nadal nie spuszczała wzroku z mojego brzucha i... i tego, co było troszeczkę niżej.
- Halo, tu jestem. - powiedziałem ze śmiechem. Wydawało mi się, że człowiek już bardziej nie może się zaczerwienić, lecz teraz buzia Eleny zamieniła się w buraka. Wybuchnąłem śmiechem, przytulając ją zarazem.
- Uwielbiasz, kiedy kobiety się przez Ciebie zawstydzają, prawda? - powiedziała, udając obrażoną. Złapałem ją, położyłem na kolanach i zacząłem gilgotać. Elena krzyczała, śmiała się i wyrywała na zmianę. Kiedy w końcu przestałem, spojrzała mi głęboko w oczy.
- Chciałabym, żebyś był człowiekiem. - odparła cicho. Nagle stało się coś dziwnego. Łańcuszek Eleny dziwnie się zaświecił i po chwili zgasł. Byliśmy w szoku. Czułem, że mam otwartą buzię z wrażenia, ale nie byłem w stanie jej zamknąć. Szybko się ogarnąłem. Skupiłem się, wytężyłem wszystkie myśli i... nic. Gdzie są moje kły!?
- O cholera. - powiedziała Elena, i zatkała sobie usta dłonią.

piątek, 27 lipca 2012

Rozdział 7

- Słoneczko, ale o czym Ty mówisz? - zapytała cicho Caroline, podchodząc do Eleny i kucając przy niej.
- Nie rozumiem Cię, pytam po prostu gdzie są moi rodzice. - mięśnie na twarzy dziewczyny zaczęły coraz bardziej się napinać. Zdenerwowała się. I jak jej teraz delikatnie wszystko wytłumaczyć? Kiedy Elena się ocknęła wstałem z fotela w ciągu sekundy i od tamtej pory nawet nie drgnąłem. Bałem się tego, co dzieje się z dziewczyną. Bałem się prawdy.
- Wiesz kim jestem? - odważyłem się w końcu zapytać. Ręce zaczęły mi się pocić i drgać.
- Chyba nie. A powinnam Cię znać? - odpowiedziała Elena delikatnie. Wszyscy zaciągnęli powietrze głęboko w płuca. Widocznie mieliśmy za mało problemów.
Poczułem jak ktoś łapie mnie pod ramie i ciągnie ku sobie. To Bonnie próbowała mnie wyprowadzić z zasięgu słuchu Eleny.
- Posłuchaj mnie. Skąd dziewczyny mają te łańcuszki? - powiedziała dziewczyna i spojrzała się na mnie spod byka.
- Nie wiem. Katherine mówiła, że dostała kiedyś od jakiejś przyjaciółki... - walnąłem się otwartą ręką w czoło na znak mojej głupoty. - Cholera jasna, od czarownicy! Wszystko co zaczarowane, zawsze przynosi nam problemy, że też o tym od razu nie pomyślałem. - mówiłem już bardziej do siebie niż do Bonnie, ale dziewczyna chyba była lekko urażona. Spojrzała na mnie karcącym wzrokiem.
- Już wcześniej zauważyłam te łańcuszki i pobiegłam szybko do domu, żeby je sprawdzić. Wolałam się upewnić czy są niegroźne. Z tego co wyczytałam nie mają prawie żadnych efektów ubocznych. Zostały tworzone na klonów, by pomóc im przetrwać. Były stworzone dla dobrych celów. I kiedy Klaus zabił Elenę, ona ożyła. To jest dar wisiorka. Tylko po przebudzeniu traci się pamięć, wymazuje wszystko, zaczynając na najgorszym wspomnieniu, kończąc na... śmierci. Widocznie dla Eleny najgorszą rzeczą była śmierć rodziców. Więc nie pamięta prawie nic: Ciebie, Stefana, Katherine, wampirów, nawet tego, że jestem czarownicą. Co najlepsze... ostatnią rzeczą jaką pamięta, jest związek z Mattem. - i uśmiechnęła się do mnie niepewnie. Byliśmy w niezłej dupie. Przecież Elena nawet nie wie, że JEST wampirem! Przecież to nas wszystkich może zabić.
- Co teraz zrobimy? Znasz jakieś przeciw zaklęcie? - spytałem z nadzieją. Wiedziałem, że gdyby owe znała, już dawno było by po wszystkim.
- Nie znam. Nie było tego w mojej księdze. Ale napisałam do jednej z moich koleżanek. Jej rodzice mają całą biblioteczkę ksiąg z zaklęciami. Odpisała mi, że już bierze się za szukanie i jeżeli znajdzie cokolwiek, to od razu mi prześle. - skończyła mówić i czułem, że ten cały ciężar zaczyna powoli spadać. Była nadzieja.
Wróciliśmy do salonu. Elena właśnie jadła kanapki. Matt siedział koło niej i głaskał ją po głowie. Patrzała się nieufnie na Katherine i Meredith. O, teraz jeszcze na mnie. Caroline podeszła do mnie i wyszeptała:
- Trzeba coś jak najszybciej zrobić. Bo jak się okaże, że nie da się jej przywrócić pamięci, to trzeba będzie ją jak najszybciej uświadomić. Już zaczyna być głodna. Ale jeszcze trochę, a rzuci się na kogoś z nas, a sama nie będzie wiedziała dlaczego. Usłyszałem dźwięk przychodzącego smsa. Od razu rozejrzałem się z czyjej kieszeni to dochodzi. Bonnie trzymała w ręku telefon i widziałem jak jej oczy chodzą w tą i z powrotem, chłonąc całą treść wiadomości. Kiedy skończyła, spojrzała się na mnie znacząco. Podeszła do Eleny, powiedziała jej coś na ucho, dziewczyna kiwnęła głową ze zrozumieniem, po czym Bonnie zdjęła jej łańcuszek. Katherine pomachała dziwnie głową, jak by wyszła z transu. Spojrzała się na nas dziwnym wzrokiem i kiedy wychodziliśmy, kątem oka spostrzegłem, że też wstała i ruszyła ku nam.
- Co wy wyrabiacie? - krzyknęła.
- Ciiiiiii! - odezwaliśmy się obydwoje z Bonnie. Nigdy za sobą nie przepadaliśmy, ale kiedy w grę wchodziła Elena to zawsze potrafiliśmy się ze sobą dogadać.
- Potrzebuje bardzo dużo świec. Damon, możesz? - powiedziała, nawet nie patrząc mi w oczy, oglądając wisiorek z każdej możliwej strony.
- Jasne - skinąłem głową i poszedłem szukać świec. Wiedziałem gdzie mogę je znaleźć, już nie raz Bonnie odprawiała te swoje czary i mimo, że nie podchodziłem do tego optymistycznie, miałem duży zapas w piwnicy. Kiedy wróciłem, pomogłem wyjmować dziewczynie świece z wielkich worków po ziemniakach. Zdziwiłem się, kiedy Katherine zaczęła je układać w okół czarownicy. Nie mogę rozgryźć tej dziewczyny. Za każdym razem byłem w szoku, kiedy robiła coś dobrego dla innych. Nie rozumiałem jaki ona ma w tym interes. Może naprawdę chce się zmienić? Po chwili dopiero zauważyłem, że się mi przygląda.
- No co? - oburknąłem i zacząłem pomagać dziewczynom.
- Dobra, teraz się odsuńcie. Nie wiem jaki będzie tego efekt, ale nie chciałabym, żeby ktoś ucierpiał. Nawet wy. - i uśmiechnęła się znacząco.
Bonnie zaczęła mówić coś po łacinie, zawsze gdy to robiła po całym ciele przechodziły mnie ciarki. Nagle wszystkie płomienie ze świec błysnęły i zaraz zgasły.
- Już. - powiedziała, podniosła z ziemi łańcuszek i pomachała nim pod naszymi nosami. - Teraz potrzebuję szklankę wody. - odparła. - Nie dla mnie. - kiedy zobaczyła moją ironiczną minę. Szybko przyniosłem jej o co prosiła. Możliwe, że zżerała mnie ciekawość, albo podświadomie chciałem się przekonać czy to naprawdę zadziała. Znów zrobiła ten sam rytuał co przy wisiorku. Tylko tym razem woda zmieniła się w wyraźny, turkusowy kolor. Wstała i ruszyła w stronę domu. Nie zastanawiając się, poszedłem za nią. Bonnie podeszła do Eleny, nałożyła jej łańcuszek, na co dziewczyna uśmiechnęła się przyjaźnie. Kiedy podała jej napój, spojrzała się nieufnie, ale wypiła wszystko na raz. Elena zrobiła wystraszone oczy i upadła na kanapę. Wszyscy rzucili się w jej stronę, ale Bonnie szybko krzyknęła, żebyśmy się nie zbliżali. Czułem, ze patrzę na nią przerażonym wzrokiem, ale dziewczyna tylko uśmiechnęła się łagodnie. Znów poczułem ból jak parę godzin temu. Ale miałem dziwne uczucie, że wszystko będzie dobrze, tylko niepokoił mnie widok nieoddychającej Eleny.
- Usiądźcie spokojnie to wszystko wam wyjaśnię. - odparła czarownica, cały czas delikatnie się uśmiechając.Wszyscy zrobili tak jak powiedziała. - Nie będę wam tłumaczyła całego procesu, którego odprawiłam, ale mogę powiedzieć wam efekty, jakie mam nadzieję, zastaniemy po przebudzeniu. - powiedziała i zrobiła przerwę by zobaczyć naszą reakcje. Wszyscy kiwali głowami ze zrozumieniem. - Kiedy dowiedziałam się, że Elena przemieniła się w wampira, nie opuszczała mnie myśl, czy jest jakiś sposób, by z powrotem zamienić ją w człowieka. Szukałam w wielu księgach, lecz wszędzie, gdzie znalazłam o tym wzmiankę, było napisane, że jest to nieodwracalny proces. Do teraz. - i uśmiechnęła się znacząco. Nastała grobowa cisza. Nikt nie było w stanie nic mówić, sam miałem nadzieję, że zaraz powie to, na co tak bardzo czekamy. - Jeżeli zrobiłam wszystko dobrze, Elena będzie żyła. Dosłownie. Na nowo stanie się człowiekiem. Jeżeli coś poszło nie tak, nic się nie zmieni, Elena nadal będzie wampirem z amnezją. Wiem, że wszyscy macie nadzieję na pierwszą wersję. - powiedziała, cały czas się uśmiechając. Zauważyłem, że Katherine chce coś powiedzieć, lecz Bonnie jej na to nie pozwoliła. - To jest tylko możliwe za pomocą tych łańcuszków - kiwnęła głową w stronę dekoltu dziewczyny. - Kiedy jeden z klonów zostaje zabity, łańcuszek chce pomóc swojej właścicielce, usuwając z jej pamięci złe wspomnienie. Lecz nie tylko moment śmierci. Usuwa wszystko, od pierwszego złego wspomnienia. W przypadku Eleny jest to wypadek na moście. Jednak jest to proces odwracalny. Dzięki temu, że wisiorki stworzyła czarownica, tylko ona może to zrobić. Dzięki rzuconemu przeze mnie czarowi, wraca jej cała pamięć... razem z człowieczeństwem. Lecz są tego minusy. Gdyby stało się to wszystko w przypadku Katherine, i chcielibyśmy jej wrócić pamięć, w momencie, kiedy by się ocknęła... najprawdopodobniej by umarła. Jej organizm nie żył od setek lat, natura nie pozwoliła by mu na powrót. Dzięki temu, że Elena przeszła przemianę parę dni temu, jest jeszcze w stanie powrócić organizm do życia. Mimo to, nadal będzie istotą nadprzyrodzoną. Łańcuszek będzie nadal działał tak, jak wtedy gdy była wampirem. Jego właściwości się nie zmienią, dzięki temu, że to on ją uratował i powrócił do życia.
Kiedy Bonnie skończyła mówić, jak na zawołanie, Elena złapała głęboki oddech i w sekundzie podniosła się na nogi. Wszyscy wlepiali w nią oczy, zastanawiając się czy czar Bonnie zadziałał. Elena stała tak, nic nie mówiąc, tylko nerwowo spoglądała na każdego z nas. W końcu odzyskałem czucie w ciele. Podszedłem do niej i niepewnie spojrzałem jej w oczy.
- Elena, wiesz kim jestem? - powiedziałem cicho. Gdyby nie to, że większość z obecnych w pokoju była wampirami z nadprzyrodzonym słuchem, usłyszała by to tylko dziewczyna. W jednym momencie zobaczyłem łzy w jej oczach. Po chwili już rozpłakała się na amen, wtulając się we mnie, jak byśmy mieli się zaraz rozstać na całe życie. Nie mogłem się nacieszyć jej dotykiem. Ściskałem ją z całych sił, całowałem ją po głowie. Moje łzy spadały jej we włosy, ale nie przejmowaliśmy się tym. Elena wróciła. Moja, najukochańsza Elenka.
- Stęskniłam się za Wami! - wykrzyknęła i dalej wtulała twarz w moją klatkę piersiową. Nagle wszyscy rzucili się w naszą stronę, płacząc, śmiejąc się i przytulając.
Przeszła mi przez głowę chora myśl: Co jeśli Klaus się dowie, że Elena znów jest człowiekiem?


Wiem, ze jest jeszcze pewnie wiele błędów, ale starałam się je usunąć w miarę moich możliwości. Rozdział nie jest idealny, skwar lejący się z nieba nie pomaga, ale mam parę fajnych pomysłów na ciąg dalszy opowieści. Mam nadzieję, że chociaż trochę zaspokoiłam waszą ciekawość, a moje błędy, aż tak bardzo nie kolą w oczy. 


Wasza J.

wtorek, 24 lipca 2012

Rozdział 6

Spojrzałam w stronę wielkiego łóżka, które zajmowało największą część pokoju. To co zobaczyłam, wstrząsnęło mną do reszty. Stefan leżał na łóżku, półnagi, całując bez opamiętania...
- Katherine?! - wykrzyknęłam.
Para nagle jak by wyszła z amoku, oboje migiem usiedli na łóżku. Dziewczyna miała na sobie tylko czarną bieliznę. Spojrzeli się na nas, jak by sami nie wiedzieli co się stało. Odwrócili się w swoją stronę i na ich twarzach pojawił się grymas. Poczułam, że wszystkie mięśnie mi drętwieją, poczułam jak by smak metalu na koniuszku języka. Nagle dotało do mnie, że z tych nerwów przegryzłam sobie od środka policzki. Zrobiło mi się czarno przed oczami, ale starałam się zachować resztki dumy i udawać, że to co zobaczyłam, wcale mną nie wstrząsnęło. Nagle poczułam, że Damon lekko uderzył mnie swoimi barkiem i zobaczyłam jak mnie wymija i podchodzi do Stefana. Złapał go za gardło i podniósł do góry.
- Co-Ty-odwalasz!? - powiedział przez zęby i patrzył mu głęboko w oczy. Nie musiałam się za bardzo przyglądać, żeby zauważyć, że tęczówki Stefana były czarne jak smoła.
- O co Ci chodzi, braciszku? Nie można się zabawić? Po to przecież jest impreza! - wyjęknął z siebie ile się dało, bo Damon nadal go dusił. Młodszy Salvatore uśmiechnął się szyderczo. W tym momencie poczułam taką złość, że byłam prawie pewna, że zaraz go rozszarpię. Nie musiał już tu być. Już mi na nim nie zależało jak kiedyś. Zbyt wiele przeszłam "w imię miłości". Wszystko zaczynało się układać, a ten znów wpadł i rozwalił wszystko na kawałki. Zapomniałam o Katherine. Spojrzałam jej stronę. Siedziała na łóżku z podkulonymi nogami, jak by bała się, że Damon z nią zrobi to samo. Skupiłam się i próbowałam odczytać jej myśli, dopóki jeszcze nie zwracała na mnie uwagi. "Co ja mam teraz zrobić? Cholera jasna! Czemu nie posłuchałam Damona, kiedy proponował mi pić werbenę?". Nic pewnie nie pamiętała. Ktoś na nią rzucił urok. Dlatego tak słabo słyszałam jej myśli, kiedy byliśmy w kuchni. Datego tylko jedyną rzeczą jaką czułam, były emocje. Złe emocje. Podeszłam do niej, złapałam ją za rękę. Spojrzała na mnie niepewnie, ale gdy zobaczyła, że nie mam zamiaru jej dusić, wstała i udała się ze mną do łazienki. Zamknęłam drzwi i spojrzałam się na nią.
- Mam nadzieję, że nie odkryłaś sposobu na to, jak zmieniać myśli. Z tego co usłyszałam, ktoś rzucił urok. - powiedziałam cicho podając jej szlafrok.
- Widzisz? Te łańcuszki są jak dar od Boga. Gdyby nie one, pewnie już dawno bym nie żyła, albo przynajmniej pokaleczona i miliard mil stąd. - powiedziała i starała się uśmiechnąć. Widać było, że trochę jest przestraszona tą sytuacją. - Najgorsze jest to, że nie pamiętam kto mi to zrobił. Jedyne, na co zwróciłam uwagę, to zapach. Przez cały czas czułam zapach fiołków. Bardzo delikatny, ale tylko on jako jedyny utkwił mi w pamięci. Później już tylko hałas, i nagle zobaczyłam was stojących w drzwiach z taaaaaaaaakimi strasznymi minami. - zaśmiała się cicho. Spojrzała mi głęboko w oczy. "Naprawdę chcę się zmienić. Czy Ty to widzisz? Nie chce być dłużej zła. To wieczne uciekanie od konsekwencji było koszmarem. Nawet nie wyobrażasz sobie jak okropnie Ci zazdrościłam Twojej szczerości i delikatności. To dlatego obaj Salvatorowie Cię pokochali. Byłaś usposobieniem dobra, jesteś idealną kobietą, wzorem do naśladowania. Pomóż mi odzyskać choć odrobinę człowieczeństwa. Chcę być taka jak Ty, chociaż w paru procentach.
- Ale wiesz, że nie będziemy mogły tak długo żyć? Pamiętaj, ze jesteśmy identyczne, nasze miasteczko już tego nie zniesie. Przez jakiś czas, będziemy musiały się wymieniać, jedna z nas przez parę godzin będzie mogła chodzić na wolności, udając... mnie. Ale po pewnym czasie pewnie i Ty zechcesz mieć własne życie. I co wtedy zrobimy?
- Cii, na razie się tym nie przejmuj. Wszystko może się zmienić. I tak długo nie będziesz mogła tu pomieszkać, bo jak mam nadzieję pamiętasz, nie starzejesz się. W końcu ktoś zwróci na to uwagę. Na razie musimy popracować nad naszym zaufaniem, a z czasem się coś wymyśli. Mi na razie nie przeszkadza życie w Twoim cieniu, muszę pogodzić się z moim nowym "ja". - dokończyła i uśmiechnęła się radośnie. Pierwszy raz zobaczyłam w niej 18letnią dziewczynę, a nie groźnego wampira. - ehm, ja Cię słyszę. Proszę, nie przypominaj mi tego, jak bardzo potrafiłam być okropna.
Usłyszałyśmy głośne i stanowcze pukanie.
- Otwórzcie. - usłyszałyśmy znajomy głos. Otworzyłam drzwi. Zobaczyłam Damona, miał całą twarz we krwi, ale rany się już goiły. Uśmiechał się szeroko. - Załatwiłem go. - wciągnęłam głośno powietrze. - Nie zabiłem! - dodał szybko, machając rękami na znak swojej niewinności. - Udało mi się go obezwładnić, ale skurczybyk mi się wyrwał. Znowu. - zrobił gest, który wyrażał jego niezadowolenie. -Plusem jest to, że daleko nie ucieknie. Kiedy wy się zmyłyście, wpadła Bonnie, rzuciła jakiś dziwny czar. Wyjaśniła mi potem, że dzięki temu zaklęciu Stefan nie będzie mógl ruszyć się dalej niż 500 m od tego domu. - uśmiechnął się triumfalnie. Spojrzałyśmy na siebie z Katherine.
- Damon, a pomyślałeś o tym, że Stefan, kiedy to zauważy, a zapewne już tak jest, w złości pozabija połowę ludzi na tej imprezie? - Mężczyźnie zrzedła mina. Spojrzał się na nas przerażonymi oczami i wybiegł. Zrobiłyśmy to samo. Damon złapał za mikrofon do karaoke, podłączył go do wzmacniacza.
- Słuchajcie, zaraz tu będzie policja, jakiś mało miły sąsiad się wkurzył. Po prostu... uciekajcie. - dokończył i uśmiechnął się do nas, gdy zobaczył, że reakcja była natychmiastowa. Wszyscy rzucili się do drzwi wejściowych. Ze śmiechem biegli w stronę miasta. - Caroline, Matt, Elena i Katherine - zwrócił się do nas. - Musimy się rozdzielić, każde powinno sprawdzić inną stronę domu, ale nie dalej niż 500 m. Tak na wszelki wypadek. - dokończył i uśmiechnął się.
W wampirzym tempie pobiegłam na tyły domu. Chodziłam w kółko i sprawdzałam czy nikt nie został, albo czy Stefan właśnie... nie je kolacji. Nagle poczułam straszny ból. Z mojego gardła wydobył się tylko cichy jęk. Obudziłam się w lesie, przywiązana do drzewa. Czułam okropny ból w okolicy pleców. Z tego co podejrzewałam, miałam tam wbity kołek. Nagle usłyszałam ciche chrząknięcie. Spojrzałam przed siebie. Zobaczyłam Tylera, trzymającego kołek w ręku. Uśmiechał się. Ale to nadal nie był jego uśmiech.
- Czego chcesz ode mnie? - udało mi się z siebie wydusić te parę słów. Plecy bolały mnie jak cholera, przy każdym, nawet delikatnym ruchu czułam, jak by łamał mi się kręgosłup, ale po chwili się zrastał, i tak w kółko.
- Jak na razie niczego. To jest Twoja kara za to, że poddałaś się przemianie. - nadal uśmiechał się szyderczo.
- Gdybym umarła, co to by Ci dało? Tak po za tym, przemienił mnie Twój ukochany sługa, Stefan. Kazał mi wypić ludzką krew. Wcale nie chciałam być wampirem. - powiedziałam ostatkiem sił. Wiedziałam, ze to co mówię nic nie zmieni, ale wypominanie mu jego błędów, sprawiały mi delikatną radość. Nagle twarz Tylero-Klausa zmieniła się. Zrobił się poważny. Spojrzał się na mnie przerażonymi oczami. Podszedł do mnie. Zobaczyłam w jego oczach tak wielką złość, że nie wyobrażałam sobie nawet, że ktokolwiek może mieć w sobie aż takie pokłady nienawiści. Nagle się uśmiechnął, lecz jego oczy nadal były przerażające. Miałam wrażenie, jak by go coś opętało. Nagle spojrzał mi głęboko w oczy i... wbił mi kołek.

***

Chodziłem w kółko, wytężałem słuch, ale nic nie zwróciło mojej uwagi. Nagle usłyszałem, że ktoś biegnie w moją stronę.
- Coś się stało! Z Eleną jest coś nie tak. Słyszałam jej myśli, były tak intensywne, ze nie mogłam nawet myśleć i niczym innym. Jak bym była w transie. Klaus. Nagle... wszystko się przerwało. Nie słyszę jej już w ogóle. Co się dzieje!? - i pobiegła w stronę lasu. Zrobiłem to samo. Nagle usłyszałem głośny jęk i zobaczyłem jak Katherine łapie się za usta. Spojrzałem w miejsce, gdzie dziewczyna utkwiła swój wzrok. Zobaczyłem Elenę, przywiązaną do drzewa. Ledwo zauważyłem, że coś wystaje jej z piersi. Podszedłem bliżej. Już wyraźnie widziałem kołek. Zajęło mi chwilę, zanim zrozumiałem całą sytuację.
- NIEEEEEEE! - krzyknąłem i upadłem na kolana. Czułem, jak okropny ból przeszywa moje serce, moją duszę, wszystko co było we mnie paliło mnie okropnym ogniem. Chciałem umrzeć, nie chciałem już niczego innego. Nawet nie słyszałem, jak cała reszta podbiegła, stanęli równo ze mną. Usłyszałem tylko, jak wszystko zaciągają powietrze w płuca. To już jest koniec? Przecież to nie możliwe! Przeszliśmy prawie wszystko. I w momencie, w którym nikt się nie spodziewał, Elena zostaje zabita? Czułem jak zły spływają mi po twarzy. Ale nie wstydziłem się tego. Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Wszyscy byli w żałobie. Wytarłem twarz, wstałem. Podszedłem do tej biednej dziewczyny, która wisiała przy drzewie. Rozplątałem delikatnie supły, choć wiedziałem, że to już nic nie zmieni. Zobaczyłem, że drugi kołek widnieje w jej plecach. Wyjąłem go szybkim ruchem. Położyłem ją na ziemi. Patrzyłem na jej zamknięte oczy dłuższy czas. W końcu zebrałem się w sobie i wyciągnąłem kołek z jej serca. Kolejne łzy pociekły mi z oczu i spadły na Elenę. Wtedy się ogarnąłem. Podniosłem ją delikatnie. Ruszyliśmy w stronę domu. Kiedy byliśmy już w środku, położyłem ją na kanapie. Nastała grobowa cisza. Nikt nic nie mówił, zdawało się, że nawet nikt nie oddycha. Wiedziałem, ze teraz trzeba się ustalić co zrobimy z tą sytuacją, ale nikomu się do tego nie spieszyło. Usiadłem na fotelu, na przeciwko niej. Nagle, albo mi się wydawało, albo nie, powieki Eleny delikatnie się poruszyły. Pomyślałem, że mój mózg już powoli szaleje.
- NIEEEEEEE! - wszystko stało się w jednej sekundzie. Nagle Elena złapała powietrze, krzyknęła i podniosła się. Siedziała właśnie na kanapie i patrzyła się na nas ogłupiałymi oczami. Żadne z nas bało się do niej podejść. Nikt nie rozumiał tej sytuacji. Jakim, do cholery, cudem!?
- Elena...? - zaczęła Katherine.
- Tak... - odpowiedziała delikatnie.
- Wszystko w porządku?
- Tak... - wszyscy odetchnęli z ulgą. Tak na prawdę nikt nie chciał wiedzieć jak to wszystko się stało, o co w tym wszystkim chodziło. cieszyliśmy się, że Elena żyję.
- Gdzie są moi rodzice? - powiedziała Elena i spojrzała na nas ogłupiałymi oczami. Nagle wszystkim zrzedły miny.

środa, 18 lipca 2012

Rozdział 5

Kiedy dotknęłam dłoń Damona, poczułam coś, czego jeszcze nigdy w życiu nie doznałam. To nie było zwykłe ciepło, które czuje się przy dotyku. To było coś więcej.
- Elena? - powiedział mężczyzna i zajrzał mi głęboko w oczy. - Wszystko dobrze?
- Tak, tak, przepraszam. - Ruszaliśmy się wolno w rytm wolnej muzyki. Próbowałam odczytać co myśli, ale było to dziwnie trudne. Nie rozumiałam co jest nie tak. Nagle, jak by nie wiadomo skąd usłyszałam w głowie głos Damona. "Co ja mam robić? Boże, jak ona ślicznie wygląda. Cholera, ona pewnie wszystko słyszy. Masz majtki?" i uśmiechnął się szelmowsko. Wiedziałam, że robi sobie żarty i zaśmiałam się. Atmosfera między nami lekko się rozluźniła.
- Wiem, że to Katherine Cię do mnie przysłała. Są jednak minusy tego głupiego "czytania". Dosłownie na chwilę się zapomniałam, a parę minut później już szedłeś pewnie w moją stronę. To jędza... Przepraszam. - i uśmiechnęłam się sama do siebie, bo wiedziałam, że mój klon mnie słyszy. Nie chciałabym robić sobie z niej wroga teraz, kiedy zaczyna się układać. "Spoczko-siostro, baw się, prześpię się, nie musisz się martwić, już wam nie będę przeszkadzała" usłyszałam w głowie głos Katherine. Znów uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Co jest? oh.. - zaczął Damon, ale chyba zdążył się domyśleć. Uśmiechnęłam się do niego znacząco, a na jego twarzy pojawił się dziwny grymas. - Jak ja mam teraz z wami wytrzymać? Oszaleć idzie.
- Oj, przestań, jakoś damy sobie radę - piosenka się skończyła i dostał ode mnie przyjacielsko łokcia w żebro. Nawet udawał, że go zabolało. Jaki on miły... "ehm, trzymam Twoją rękę. Nadal Cię słyszę." usłyszałam, po czym Damon podniósł swoją dłoń, w którą zaplecione były moje palce. Poczułam, że zaczynam się czerwienić.
- ee.. może chodźmy i pogadajmy z gośćmi. W końcu po to ta impreza została zorganizowana. Chociaż... nie sądziłam, że przyjdzie aż tyle ludzi... - usłyszałam śmiech starszego Salvatore i kiwnął głową w stronę kuchni. Nie spodziewałam się, że aż tyle osób może zmieścić się w jednym pomieszczeniu. Zobaczyłam Caroline i Matta. Tak się śmiali, że łapali się za brzuchy i zginali się w pół.
- Co jest, młodzieży? - powiedział Damon i objął ramieniem Caroline. Nie powiem, coś zakuło mnie tuż obok żołądka...
- hahahah, a bo właśnie, hahahahah, wspominaliśmy z Mattem, hahahaha!... - blondynka tak się zanosiła śmiechem, że nie mogła skończyć. Patrzyłam na to i w końcu sama zaczęłam się śmiać. Caroline wycierała aż oczy od płaczu.
- To może ja opowiem - Powiedział Matt, również się śmiejąc, ale nie już aż tak, jak moja przyjaciółka. - Mecz o mistrzostwo. Dwa lata temu. Wszystko pięknie, połowa meczu, przerwa, dziewczyny wyskakują na boisko, by zaprezentować swój układ i rozgrzać drużynę. Idealne przedstawienie, dochodzą do finału, zaraz Elenę mają wyrzucić w górę, by zrobiła salto. I nagle... hahahahahah!... - Teraz Matt tak zaczął się śmiać, że nie mógł dokończyć opowiadania. Spojrzałam na Damona. Też już zaczął się śmiać. Widać było, że nie może się doczekać zakończenia. Spojrzał się na mnie, miałam chyba głupkowatą minę, bo uśmiechnął się do mnie łagodnie, podszedł do mnie i objął mnie ramieniem. "Zmień tą minę, kochana, bo Ci tak zostanie. Trzeba się umieć śmiać z siebie, a oni są konkretnie pijani, więc musisz im to wybaczyć" i uśmiechnął się tak ładnie... STOP.
- I nagle Elena - zaczęła kontynuować Caroline - biegnie, gotowa, żeby odbić się od naszych rąk i... hahahahah... NIE TRAFIŁA! - oboje z Mattem zaczęli się już śmiać tak bardzo, że oboje wyglądali jak by coś ich opętało. Widać było, że Damon dusi się ze śmiechu, ale głupio mu było parsknąć. Nagle doznałam głupawki. Zaczęłam śmiać się jak oszalała. I śmiałam się naprawdę szczerze. Nie mogłam sobie przypomnieć kiedy ostatni aż tak bardzo było mi wesoło. Nagle poczułam, że przecież wszystko może się ułożyć, że może w końcu wszystko będzie dobrze. Śmialiśmy się tak w czwórkę jak głupki, ludzie patrzyli na nas jak na wariatów. Choć nie wszyscy, połowa imprezowiczów była już dawno wstawiona. Nagle przestałam się śmiać. Poczułam dziwne uczucie. BARDZO dziwne. Spojrzałam na przyjaciół otępiałym wzrokiem i pobiegłam prosto do pokoju gościnnego. Słyszałam i byłam pewna, że Damon biegnie za mną. Stanęłam przed drzwiami jak wryta. Czułam, że kiedy tam wejdę, mój dobry humor ulotni się momentalnie. Odwróciłam się. Tak jak myślałam, Damon stał tuż za mną. Dotknął mojego ramienia. "Co jest?" usłyszałam. "Nie wiem. Wiem tylko tyle, że coś jest nie tak i dowiemy się co, po otwarciu tych drzwi". Widziałam w jego oczach strach. Stanął równo ze mną. Złapał za klamkę i pchnął drzwi.
- Stefan!?


Miałam zamiar dodawać odcinki codziennie, góra co dwa dni, ale niestety mój mężczyzna jest na L4 i nie mam czasu, żeby tu zaglądać. Wieczorem wracam do domu tak zmęczona, że pisałabym całkowite głupoty, co raczej nie jest dobrym pomysłem, byście były zadowolone. ;-) W każdym razie dodaje nowy, wiem, że krótki. Nie wiem za to, czy to co napisałam ma jakiś sens, spróbuje to przeczytać w wolnej chwili, może coś poprawić. Od poniedziałku postaram się już dodawać notki codziennie, o ile moja wyobraźnia mi na to pozwoli. ;-)
i naprawdę dziękuję Wam za te miłe komentarze i za to, że znalazł się ktoś, kto ma ochotę to czytać. Daje mi to dużą motywację. Jesteście cudowne!

czwartek, 12 lipca 2012

Rozdział 4

Przybliżyłem się do niej twarzą, spojrzałem jej w oczy.
- Co-Ty-tu-robisz? - przecedziłem przez zęby i zobaczyłem tylko jak powoli jej uśmiech jest coraz szerszy.
- Wpadłam w odwiedziny. Chciałam zobaczyć mojego klona. Teraz podobno już niczym się nie różnimy.
- Ona nigdy nie będzie taką suką jak Ty. Zawsze TAKA różnica będzie między wami. - Katherine mina nagle zrzedła. Nerwy jej puściły i rzuciła mną o ścianę. Zabolało jak cholera. Nie wiedziałem już co mam robić. Same problemy. Siedziałem tak pod ścianą i zastanawiałem się nad jakimś solidnym planem, żeby w końcu wszyscy niechciani goście w końcu dali nam spokój. Nagle zobaczyłem, że Elena schodzi po schodach z przerażoną miną. Miała na sobie zwykłą bluzkę, spodnie i trampki. Jak mogłem pomylić ją z Katherine!
- Co tu się stało? Cześć Katherine. - powiedziała tak zwyczajnie, jak by nie było w tym nic dziwnego, że ta dziwka siedzi na naszej kanapie.
- Zadzwoniłam do niej. Pomyślałam, że jak na tą chwilę przyda nam się wparcie jakichkolwiek wampirów, które od razu z wejścia nie pragną nas zabić. - powiedziała i spojrzała na mnie przepraszająco
- Więc następnym razem, kochasiu, uważaj na słowa, chyba, że chcesz znaleźć się na mojej czarnej liście - powiedziała Katherine i uśmiechnęła się 'po swojemu'.
- Damon, łazienka jest wolna, możesz już iść. - Elena spojrzała na mnie. Zobaczyła moją minę i dodała - nie martw się, po pierwsze już nie jestem tak krucha jak wcześniej, po drugie, jedziemy z Katherine na jednym wózku. Na prawdę wierzę, że ona chce nam pomóc.
Wstałem powoli i udałem się do łazienki. Stojąc pod prysznicem miałem "burze mózgu". Wiedziałem, że co by się nie działo, musiałem ochronić Elenę, mimo, że nie była już człowiekiem. Nagle usłyszałem niepokojący mnie dźwięk. Nie zastanawiając się, wyleciałem z łazienki wprost do sypialni Eleny. Co zastałem? Śmiejące się dziewczyny! Sam już nie wiedziałem, czy to mój mózg już bzikuje, czy one na prawdę radośnie śmiały się i plotkowały. Nagle mnie zauważyły. Elena zrobiła przerażoną minę i opuściła wzrok, a Katherine uśmiechnęła się uwodzicielsko
- no, no, no.. jednak bycie wampirem dodało Ci trochę męskości - powiedziała i puściła do mnie oczko. Nagle dotarło do mnie o co jej chodzi. Wybiegając z łazienki nie zdążyłem nawet złapać ręcznika. Uśmiechnąłem się szelmowsko i odpuściłem oczko Katherine.
- a widzisz, ile straciłaś odchodząc - nie mogłem przestać się uśmiechać. Elena tak słodko wyglądała kiedy była zawstydzona.
- Damon, proszę, ubierz się albo idź już z powrotem do łazienki. - powiedziała Elena i spojrzała na mnie między palcami. Kiedy zobaczyła, że nadal stoję podpierając się rękami o biodra, jęknęła i znów opuściła wzrok.
- Kochana, jeżeli chcesz, żeby nikt nie zdołał nas pomylić, nie możesz się tak.. chować - dziewczyna wywróciła oczami. - musisz robić wszystko by nasze zachowania były podobne. Twoje już znam na pamięć, w sumie nie trudno je naśladować - tu zaczęła demonstrować zachowanie Eleny z przed minuty. - udowodnij mi, że potrafisz.
Elena spojrzała na nią niepewnie. Widziałem, że przetwarza coś w głowie, analizuje, myśli nad każdym za i przeciw. Nagle jej wzrok się zmienił. Zrobiła taką minę, że aż ciarki mi przeszły. Katherine miała triumfujący uśmiech. Nagle Elena wstała. Spojrzała mi tak prosto w oczy, zbliżając się do mnie. Zahipnotyzowała mnie. Była tak samo seksowna jak Katherine, ale... była Eleną. Wybuchowa mieszanka.
- Idź i szykuj się, kochaniutki - wyszeptała, stojąc już parę milimetrów od mojej twarzy. Spojrzała na moje usta, później znów w oczy. Robiłem wszystko, by nie zobaczyła w moich oczach pożądania, żeby nie zobaczyła, że jedyne co mam ochotę zrobić w tej chwili, to rzucić ją na łóżko i... - cała noc przed nami. - puściła oczko i odchodząc, poczułem klapsa na pupie. Odwróciłem się, kiedy akurat przechodziła przez drzwi, kręcąc biodrami.
Spojrzałem przerażony na Katherine.
- Co Ty jej zrobiłaś?
- Świetne, nie? - powiedziała radośnie, klaszcząc w dłonie.

20 minut później byłem już gotowy. Udałem się prosto do salonu. Czułem, że muszę napić się jakiegoś mocnego alkoholu, bo wciąż przed oczami miałem uwodzicielską Elenę, która nic a nic nie przypominała dawnej Eleny. Schodzą po schodach zobaczyłem dziewczyny siedzące na kanapie. Doznałem szoku, kiedy okazało się, że wyglądają... identycznie. Oh, ja biedny, coś czuję, że ciężki wieczór przed nami. Rozmawiały po cichu, jak by bały się, że ktoś obcy je usłyszy.
- Damon. Siadaj. - wydała któraś z nich rozkaz. Wydawało mi się, że to Katherine, ale... teraz już nic nie wiadomo.
- Co tam, dziewuszki? Poplotkowały sobie? - obydwie spojrzały na mnie 'spod byka'. Chyba oszaleje! W głowie nagle uroiła mi się dziwna myśl, jak by mieć tak je dwie, tylko na jedną noc...
- Damon! Opanuj się! - krzyknęła jednak z nich. Musiałem mieć niezłą minę, że aż tak oby dwie się oburzyły.
- Koniec żartów, posłuchajcie. Bardzo dawno temu dostałam prezent od zaprzyjaźnionej czarownicy. Byłam świeżym wampirem, nie wiedziałam jeszcze, że nie jestem jedynym klonem. Dopiero niedawno dowiedziałam się, co to tak na prawdę jest. - Z małej torebeczki wyjęła pudełko. Spojrzała na nas, wzięła głęboki oddech i otworzyła. Bałem się, że zaraz wyskoczy z tego jakiś wąż albo pająk, kto wiedział co ta Katherine planuje. Ku naszym oczom pokazały się dwa delikatne łańcuszki, z zawieszkami w kształcie połów połamanego serca. - Musiałam się namęczyć, by dowiedzieć się, do czego one tak na prawdę służą - powiedziała i uśmiechnęła się delikatnie. - dobra, zaczynam, ale musicie się ostro skupić. - kiwnęliśmy jej głowami na znak, że rozumiemy. - całkiem niedawno poznałam pewną czarownice. Upiłam ją lekko, by straciła czujność, i rzuciłam na nią urok. Dowiedziałam się z innych źródeł, że ona będzie wiedziała co to jest. Z tego co mówiła, są to specjalne łańcuszki dla klonów. Stworzyła je kiedyś pewna czarownica, dla swojej najlepszej przyjaciółki Ally, która była... nami - tu spojrzała znacząco na Elenę - By to wszystko aktywować, powinnyśmy założyć te łańcuszki na szyję i złączyć serca, a będziemy mogły dostać każdą moc jaką tylko sobie zażyczymy. Ale nie możemy przeholować. Jeżeli, któraś z nas źle to wykorzysta, do złych celów, od razu umiera, a łańcuszek tej drugiej od razu znika. - dokończyła na jednym oddechu.

***

Patrzałam tak na Katherine i nie dowierzałam. Ciągle próbowałam zrozumieć, jaką ona ma z tego korzyść. 
- To co? Próbujemy? - powiedziała i uśmiechnęła się pocieszająco
- Jedziemy teraz na tym samym wózku. Obiecaj mi, że nie będę musiała tego żałować. - powiedziałam po cichu. Bałam się, że tak decyzja źle wpłynie na całą sytuację. 
- Obiecuję. - powiedziała i poczułam, że aż Damon się wzdrygnął. Uśmiechnęła się radośnie. Wyciągnęła jeden z łańcuszków, założyła mi go na szyję. Drugi nałożyła sobie. Słyszałam jak głośno biją im serca, choć wiedziałam, że moje prawie wyskakuje z klatki piersiowej. 
- To na raz, dwa, trzy. - i połączyłyśmy. Spodziewałam się jakichś fajerwerków czy wybuchu, a wisiorki po połączeniu zaświeciły się, po czym z powrotem się odłączyły. Spojrzałam niepewnie na Katherine, wzruszyła ramionami. 
- Spróbujmy - powiedziała. Zamknęła oczy.
- Chcę umieć latać. - usłyszałam
- Latać? Nie przesadzasz? - odparłam
- Co? Przecież ja.. - zrobiła przerażoną minę.
- Mogę/możesz czytać Ci/mi w myślach.. - powiedziałyśmy wspólnie. Spojrzałam na Damona. Sam nie wiedział co się dzieje. Było widać po nim, że jest przerażony. Spoglądał to na mnie, to na Katherine.
- Muszę się napić. - powiedział i udał się od razu do kuchni.
- Jak to jest możliwe? - zapytałam, mimo, że Katherine miała pewnie tak samo zdziwioną minę jak i ja.
- Nie mam pojęcia, może to jakieś skutki uboczne. Jak mogłyśmy być tak głupie, żeby uwierzyć, że takie dwa łańcuszki dadzą nam tyle dobrego a nie zrobią nam koło dupy. - powiedziała i skrzywiła się. - ciekawe czy na innych to też działa... - powiedziała i podeszła do Damona. Spojrzała mu w oczy, widać było jak mężczyzna cały się spina. Czy miał coś do ukrycia?
- Nic. - odparła i zrobiła zawiedzioną minę. - przynajmniej będę wiedziała, co Tobie w duszy gra, słoneczko - dokończyła, uśmiechnęła się ironicznie i oparła rękę na blacie, dotykając przez przypadek Damona. Nagle cała się spięła i aż podskoczyła do góry.
- a jednak! pomyśl liczbę od 1 do 100 - powiedziała do niego i dotknęła ręką jego ramienia - 69! 
- Szlag! W sumie, to mogłaś się domyślić - powiedział i uśmiechnął się głupkowato
- Czyli wychodzi na to - zaczęłam  - że my we dwie możemy komunikować się bez dotyku, ale by przeczytać myśli innych musimy ich dotknąć.
- No, Elena, chcesz mnie dotknąć? - Damon znalazł się przy mnie w ciągu niecałej sekundy i już nachylał mi się do ucha. Mimo to, widać było, że boi się jakiejkolwiek styczności z moim ciałem. "Kozaczek" pomyślałam, a Katherine głośno i szczerze zaśmiała się. Damon odsunął się ode mnie.
- O nie, zaczyna się. Coś czuję, że długo z wami nie wytrzymam. - powiedział i wyszedł. Uśmiechnęłyśmy się do siebie znacząco. 
- Teraz już masz przynajmniej pewność, że gdybym coś knuła, dowiedziałabyś się pierwsza. Jedyne, czego pragnę, to unieszkodliwić Klausa. Wiemy, że nie możemy go zabić, bo było by to całkowicie bez sensu. trzeba wymyślić coś, dzięki czemu przestanie niszczyć i zabijać. 

***

Byłem przerażony. Wychodząc z salonu, zabrałem butelkę burbonu. Leżąc tak na łóżku w mojej sypialni, zastanawiałem się jak temu zapobiec. To, ze dziewczyny mogą czytać sobie w myślach, a do tego WSZYSTKIM INNYM było straszne. Nie, żebym coś ukrywał, ale w mojej głowie tworzą się nie tylko czyste i niewinne myśli. Czyżby nadszedł czas, bym stał się dobrym i grzecznym człowiekiem? Nieeeee... zaśmiałem się w duchu. Na pewno nie będę się nie wiadomo jak zmieniał, by Elena mnie pokochała. Jeżeli ma ze mną być, to z takim jakim jestem, a nie całkiem obcym mi człowiekiem. Leżałem tak i leżałem, straciłem rachubę czasu, aż w końcu usłyszałem dzwonek do drzwi. Było już tak późno, że goście zaczynali się schodzić? Szybko zszedłem na dół i zobaczyłem, że Elena otwiera drzwi. Albo Katherine? Sam już nie wiedziałem, wyglądała tak samo jak wtedy, gdy schodziła po schodach i pomyliłem ją z "tą złą". Cały parter był już przygotowany na imprezę. Dziewczyny na prawdę się postarały. Grała muzyka, włączone były tylko kolorowe lampki by nadać nastrój. Przekąski, napoje i alkohol już stały poustawiane na stołach. Każdy wchodząc przynosił coś, podając rękę Eleno-Katherine. Zakląłem siarczyście w duchu. Jak ja mam teraz je rozpoznawać. Podszedłem do dziewczyny i objąłem ją ramieniem. "Kim jesteś?", "Elena, głupku i zabieraj tą rękę." Uf. Przynajmniej byłem pewien, że ta piękna kobieta nie pożre wszystkich na wejściu. Zauważyłem, że zjawiło się dużo więcej osób niż zaplanowaliśmy. Coś czułem, że Caroline miała w tym swój duży udział. Podszedłem do barku i zauważyłem Jeremy'ego. 
- Co tam, Damon? Widzę, że impreza się rozkręca? - i pokazał ręką na Caroline i Matta, którzy już szaleli na środku pokoju.
Krążyłem tak między ludźmi dobrą godzinę, w końcu doszedłem do wniosku, że sprawdzę, co u Katherine. Siedziała grzecznie w pokoju gościnnym i czytała jakieś czasopisma. 
- Elena chce z Tobą zatańczyć. Czemu ją olewasz, ośle? - powiedziała i zaraz uśmiechnęła się. Odwzajemniłem się tym samym i zszedłem na dół. Elena stała przy kanapie, opierając się lekko. Kiedy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się lekko. Gdy podszedłem do niej, podałem jej rękę, co było propozycją do tańca. Zawahała się, ale dała się porwać. 

środa, 11 lipca 2012

Rozdział 3

Wszyscy wspólnie stwierdziliśmy, że przydało by się trochę rozluźnić i zrobić jakieś kameralne przyjęcie. Umówiliśmy się na dziś wieczór w domu Damona, po czym każdy udał się do swoich zajęć. Cieszyłam się, że Jeremy i Matt nadal pracują w Grillu. Widziałam tylko jak blondyn i Caroline wchodzą na zaplecze z wielką torbą.
- Caroline pomaga Mattowi. Daje mu coś do 'picia', żeby mógł przetrwać cały dzień w Grillu i nikogo nie zabić - dokończyła Bonnie i uśmiechnęła się pocieszająco.
- A propos jedzenia.. Nie jesteś 'głodna'? - powiedział Damon kładąc szczególny nacisk na ostatnie słowo. Nagle poczułam pieczenie w gardle i burczenie w brzuchu.
- Taaa.. chyba by mi się przydało. - powiedziałam, po czym brunet złapał mnie pod rękę i wyprowadził z pub'u. Wsiedliśmy do samochodu, po czym Damon ruszył, kierując się do domu.
- I co, będziemy tak całą drogę milczeć? - oparł mężczyzna i uśmiechnął się ironicznie.
- Cały czas myślę o tym, co Stefan miał w głowie, zmuszając mnie do skrzywdzenia tego chłopaka. - czułam, że moja twarz wykrzywia się w dziwny grymas, na myśl o wspomnieniach sprzed kilku godzin.
- Ja myślę, że on oszalał. Wiedziałem, że w końcu się to stanie, ale na pewno nie pomyślałbym, że odbije się to najbardziej na Tobie. - dokończył, jego mina nie ukazywała już spokoju czy radości, na twarzy Damona zagościł szczery smutek. Zdziwiłam się, dawno nie widziałam już, żeby w ciągu dnia tyle razy można było wyczytać z niego tyle uczuć. Chyba za bardzo pochłonęła mnie tak myśl, bo kiedy brunet dziwnie zaczął na mnie zerkać, poczułam, że mam otwartą buzię. Nagle rumieniec wylał się na moich policzkach. Spuściłam głowę na dół, mimo, że nie chciałam, by Damon wiedział, że czuję się głupio z tego powodu.
- Jeżeli wyobrażałaś sobie, jak wyglądam nago, to nie ma sprawy, zaraz możemy zrealizować Twoje marzenie. - powiedział i uśmiechnął się rozbrajająco. Trochę się rozluźniłam i pchnęłam go łokciem pod żebro, na co zaśmiał się radośnie.
Wchodząc do domu, cały czas mieliśmy radosne miny, cieszyliśmy się na myśl o domówce, bo wiedzieliśmy, że to choć na chwilę pozwoli nam zapomnieć o tej dennej sytuacji.
- Witam Nową Parę! - poczułam jak całe ciało mi sztywnieje, nie mogłam się ruszyć z miejsca. Czułam, że jestem na niego wściekła, ale nadal nie mogłam pozbyć się tego uczucia, że darzyłam go miłością przez długi czas. Cały czas wracały urywki chwil, kiedy byliśmy tacy szczęśliwi.
- Czego chcesz, braciszku? - powiedział Damon, zrobił parę kroków w przód i uśmiechnął się do Stefana jadowicie
- Chciałem zobaczyć co słychać u mojego słoneczka - powiedział, po czym puścił do mnie oczko. Powinnam czuć wstręt, a ja po prostu miałam ochotę podbiec do niego, przytulić się i już nigdy go nie puszczać.
- Elena czuje się świetnie, wszyscy bardzo dziękujemy Ci za ten jakże miły gest, dzięki któremu dziewczyna wciąż żyje, a teraz już możesz sobie iść - powiedział Damon, podszedł do brata i ruchem ręki pokazał mu drzwi
- Słyszałem, że urządzacie przyjęcie? Dlaczego nie otrzymałem zaproszenia? - powiedział Stefan i wciąż uśmiechał się tak, jak wtedy, gdy był pod wpływem Klausa.
- Bo impreza jest tylko w gronie PRZYJACIÓŁ. - dokończył brunet wciąż pokazując mu gesty, które znaczyły, żeby sobie poszedł. Zachciało mi się śmiać. Prawdziwie i szczerze. To już były szczyty moich granic wytrzymałości. Moja psychika chyba nie była jednak tak silna, jak na nią liczyłam. W końcu parsknęłam śmiechem. Obaj bracia spojrzeli na mnie dziwnym wzrokiem. Stefan jak by na chwilę odzyskał swoją dawną minę, zastanawiając się pewnie o co mi chodzi. Podszedł do mnie powoli, widziałam, że Damon chce mu przeszkodzić, ale ruchem ręki pokazałam mu, żeby przestał. Młodszy Salvatore stał już tak blisko, że w normalnych warunkach już dawno byśmy się pocałowali. Lecz nie tym razem. Słyszałam, jak coraz szybciej bije mu tętno, oddech jest coraz bardziej płytki i przyspieszony.
- Jeszcze mi podziękujesz. - wysyczał przez zęby.
- Stefan, to Ty? - powiedziałam cicho i zaglądałam mu niepewnie w oczy. Jego jak by przez chwilę nabrały dawnego uroku, stały się łagodne i ... pełne strachu? Nagle się odwrócił i wyszedł z domu w wampirzym tempie.
- Osobiście mam już dość niechcianych gości. Co chwilę ktoś robi nam niespodzianki, nie dadzą nacieszyć się dobrym humorem - Damon z zrezygnowaniem opadł na kanapę i zamknął oczy
- Myślisz, że ktoś go zauroczył? - powiedziałam cicho i niepewnie
- To pewne. Mój brat zawsze był przykładem honoru i męstwa - powiedział i parsknął ironicznie.
- Myślisz, że wróci kiedyś dawny Stefan? - jego mina nagle zrzedła, zobaczyłam smutek w jego oczach.
- A Ty, pomimo tego co Ci zrobił, będziesz na niego czekała? - powiedział powoli, jak by bał się mojej odpowiedzi. Niestety, nie doczekał się jej. Nie wiedziałam co będzie, co może się stać, tyle czego byłam pewna, to że nie mogłam nic nikomu obiecywać. Damon wstał i wyszedł. Wrócił po paru minutach ze szklanką krwi. Położył ją na stoliku i bez słowa udał się na górę, zapewne do swojej sypialni.

***

Byłem wściekły, wiedziałem, że nie mogę starać się przemówić jej do rozumu, bo pomyśli, że ją do czegoś zmuszam. Nie mogę nalegać. Ona sama musi to wszystko przemyśleć, bez niczyjej pomocy. W końcu ona już wybrała. Wybrała Stefana. Oczywiście, nie wiedziała wtedy jeszcze, że to jednak mnie poznała pierwszego, nie wiedziała do końca co tak na prawdę do niej czuję. Ale... to nic nie zmienia. 
Leżałem tak na łóżku, wpatrując się w sufit i zastanawiając się co mam dalej robić. Wytężyłem słuch. Usłyszałem tylko jak Elena bierze prysznic. Już miałem wrócić do dalszych przemyśleń, kiedy usłyszałem jak by ciche szlochanie. Zerwałem się na nogi, za sekundę stałem już pod drzwiami łazienki. Zapukałem cicho.
- Tak? - usłyszałem cichy głosik
- Wszystko w porządku? - odparłem. 
- Tak, tak, oczywiście - powiedziała Elena siląc się na 'luzacki' głos. Nie umiała kłamać. Już miałem odejść, kiedy drzwi otworzyły się.
- Wejdź - powiedziała, wychylając głowę przez drzwi i uśmiechając się słabo. Kiedy wszedłem Elena stała przy umywalce, ścierając resztki makijażu. Była w samym ręczniku. Ciarki przeszły mnie po całym ciele, nie mogłem się nie uśmiechnąć. 
- Dlaczego tak dziwnie się uśmiechasz? - wyrwała mnie ostro i brutalnie z marzeń. 
- Co? Ja? Nie.. Wydawało Ci się. - i uśmiechnąłem się do niej jeszcze szerzej. Nagle jak by dotarło do niej, że stoi w samym ręczniku. Zaczerwieniła się po same uszy. Tak pięknie wtedy wyglądała.. Podszedłem do niej, wolno, coraz bliżej, aż w końcu Elena napotkała ścianę na swoich plecach, z jej ust wydobył się cichy jęk. Przysunąłem usta, jak bym chciał ją pocałować, spojrzałem jej w oczy. Czułem, że się boi. Ale nie mnie, oj nie. Ona bała się własnych reakcji.
- Cokolwiek i kogokolwiek byś wybrała, zawsze pamiętaj, - tu nachyliłem się do jej ucha. Kiedy poczuła mój gorący oddech na swojej szyi wzdrygnęła się - NIGDY nie pozwolę Cię skrzywdzić. - znów spojrzałem jej głęboko w oczy i uśmiechnąłem się delikatnie. Albo mi się wydawało, albo w jej oczach widziałem nutkę pożądania. Spojrzałem w dół, gdzie pod ręcznikiem znajdowały się piersi, zobaczyłem, że jej sutki sterczą z podniecenia. Uśmiechnąłem się do niej rozbrajająco. Kiedy ona zrozumiała o co mi chodzi, zrobiła się tak czerwona, jak jeszcze chyba nigdy w życiu. Wyszedłem. Zostawiłem ją samą z myślami. Wiedziałem, że robię źle, stosując na niej te sztuczki, ale łapałem się już każdej myśli, jaka przyszła mi do głowy, żeby pomóc w jej decyzji. Musiałem wyzwolić w niej uczucia. Teraz była już wampirem, trochę jej zajmie zanim znów będzie mogła odróżniać uczucia. Miejmy nadzieje, że sytuacja w łazience była dobrym początkiem. Uśmiechnąłem się do swoich myśli. Nalałem sobie burbonu, wypiłem na łyka, żeby ostudzić te wszystkie myśli w mojej głowie. Niestety nic to nie dało. Dolałem sobie alkoholu, usiadłem na kanapie i powiedziałem zwyczajnym głosem:
- Kochanie, kiedy już przestaniesz okupywać łazienkę, to zawołaj mnie, też chciałbym skorzystać. - usłyszałem tylko cichy jęk. Zaśmiałem się szczerze na głos. Włączyłem telewizję.
Po mniej więcej godzinie, usłyszałem ciche stąpanie po schodach. Odwróciłem się i oniemiałem. Pierwszy raz w życiu widziałem, żeby Elena ubrała się aż tak odważnie. Miała na sobie krótką, białą sukienkę, do tego buty na wysokiej szpilce i platformie. Włosy miała pofalowane i rozpuszczone, zrobiła nawet całkiem odważny makijaż. Podeszła do mnie, usiadła na kanapie bardzo blisko mnie i nachyliła się do mnie jak by chciała mnie pocałować i wyszeptała - łazienka jest już wolna - bardzo wolno i bardzo seksownie. Co było nie tak.
- Katherine.. - wysyczałem i to ja byłem już na niej, trzymając ją mocno, by nie chciała się wyrywać. Lecz ona jak by wcale nie miała zamiaru uciekać. 
- Cześć, przystojniaku - powiedziała i uśmiechnęłam się uwodzicielsko


Wiem, że znów rozdział krótki i niedopracowany, ale postaram się to zmienić. Mimo to, mam nadzieje, że jeszcze nie zraziłyście się do mnie. ;-)

Wasza J.

wtorek, 10 lipca 2012

Rozdział 2

- Tyler? Co Ty tu robisz? - powiedziałam, starając ukryć swój strach. Wiedziałam, czułam, że jest coś nie tak. To przecież niemożliwe, on nie żyje..
- Nie cieszysz się? - odrzekł i uśmiechnął się tak, że po raz kolejny przeszły mi po ciele złowieszcze ciarki.
- Klaus.. - Damon nagle pojawił się przede mną, chroniąc mnie swoim własnym ciałem.
- proszę, proszę, proszę.. - powiedział - a Ty nadal wierzysz, że ona Cię zechcę? - zaśmiał się nienaturalnie, w oczach pojawił mu się dziwny błysk.
- Czego chcesz? - w końcu udało mi się cokolwiek z siebie wydusić, po czym stanęłam obok Damona.
- Wpadłem sprawdzić co u Was słychać. Słyszałem, że mieliście z Mattem poważny wypadek. Moja nieznośna siostra już poniosła konsekwencje za zniszczenie mojego najcenniejszego skarbu - z jego twarzy wciąż nie schodził uśmiech, który w ogóle nie pasował do twarzy Tylera.
- Teraz już jest za późno, mój drogi - powiedział Damon - co teraz zrobisz? Zabijesz Elenę? Zabijesz NAS wszystkich? - Klaus zrobił kilka kroków w przód. Ani ja, ani Damon nie ruszyliśmy się z miejsca.
- Myślisz, że jestem tak głupi, by powiedzieć Ci o moich zamiarach? - zaśmiał się parszywie, aż poczułam, że zbiera mi się na wymioty - Jeszcze do was wpadnę. - i zniknął.
Staliśmy tak bez ruchu jeszcze kilka sekund, po czym Damon bez słowa udał się do kuchni i nalał sobie czystej wódki. Wypił jednym duszkiem, co mnie wcale nie zdziwiło - nawet się nie skrzywił. Nalał do szklanki wody, podszedł do mnie i posadził mnie na kanapie.
- Pij - powiedział i próbował się uśmiechnąć. Doceniłam ten gest, bo wiedziałam, że boi się równie mocno jak ja.
Po paru minutach milczenia, zadzwonił telefon Damona.
- Gdzie Ty jesteś? Co się dzieje!? - usłyszałam, mimo, że głośnik w telefonie nie był włączony na głośno mówiący.
- Spokojnie, Wiedźmo. Spotkajmy się w Grillu, za 20 minut. WSZYSCY. - po czym się rozłączył.
- Teraz idź, przemyj twarz, a ja załatwię Ci coś do "picia" - uśmiechnął się ironicznie, odwzajemniłam się tym samym. Mieliśmy i tak dość kłopotów, wiedziałam, że nie możemy ciągle być spięci, bo w końcu wszyscy eksplodujemy od środka.
Po paru minutach zeszłam na dół, gdzie czekał na mnie Damon ze szklanką czerwonego płynu. Spojrzałam na niego niepewnie.
- Czy..Czyje to?
- Na pewno nie żadnego króliczka ani niedźwiadka - odparł i zrobił taką minę, że nie mogłam się nie zaśmiać - Nie bój się, to są nasze zapasy, które pomogła nam zdobyć Meredith. Nikogo nie zabiliśmy.
Wzięłam łyka, nie spuszczając wzroku z Damona. Kiedy przełknęłam, mężczyzna uśmiechnął się do mnie przyjaźnie. Resztę napoju wypiłam na raz, nie mogłam się powstrzymać, opróżniłam szklankę do ostatniej kropli.
- Widzę, że smakowało. - zaśmiał się, po czym odłożył naczynie do zlewu, złapał mnie za rękę i delikatnie wyprowadził z domu.
Byliśmy na czas, lecz wszyscy już czekali. Kiedy weszliśmy, cały tłum rzucił się w naszą stronę.
- Nic Ci nie jest?
- Wszystko dobrze?
- Jak się czujesz?
- Gdzie Stefan?
- hola, hola, drodzy państwo, po kolei!- powiedział Damon po czym stanął murem przede mną i odgrodził całe towarzystwo. Rozejrzałam się. Wszyscy, którzy byli w Grillu patrzyli na nas zainteresowani. Reszta też chyba to zauważyła, więc uspokoili się trochę i usiedliśmy do stolika.
- Pobiegłem za nimi, znalazłem Elenę, z wbitymi kłami w szyję jakiego małolata i Stefana stojącego dumnie, obserwującego ten jakże "piękny" widok, chciałem go zabić lecz niestety mi zwiał - powiedział starszy Salvatore i zrobił zawiedzioną minę. Kopnęłam go pod stołem, za ten "delikatny" wywód, na co udawał, że się obraził. Wszyscy patrzyli szeroko otwartymi oczami to na mnie, to na Damona. Okropnie bałam się ich reakcji.
- Elena.. - zaczął Jeremy. - czy bardzo żałujesz tego, że nie pozwolił Ci.. umrzeć? - krzywiąc się przy ostatnim słowie.
- Jeżeli pytasz, czy jestem wściekła na to, że - tu ściszyłam głos - zostałam wampirem, to nie. Jestem zła za to, że nie pozwolił mi wybrać, że to on zdecydował co jest dla mnie lepsze. To ja powinnam SAMA bez żadnego przymusu podjąć decyzję. Jednak najważniejsze jest dla mnie to, co wy o tym wszystkim myślicie. - skończyłam i czekałam na dalszy tok wydarzeń. Czy będę musiała opuścić miasto? Czy po prostu mnie zabiją? Nagle poczułam, że ktoś z jednej strony łapie mnie za rękę, z drugiej obejmuje mnie ramieniem. Podniosłam wzrok, zobaczyłam, że dłonie należą do Jeremiego i Caroline. Spojrzałam na Bonnie, miała łzy w oczach, ale uśmiechała się przyjaźnie, Meredith kiwała głową ze zrozumieniem, a Matt.. a Matt po prostu szczerzył niesamowicie zęby. Był chyba na prawdę szczęśliwy. Rozpłakałam się. Zaczęłam płakać jak małe dziecko. Wszyscy spojrzeli na mnie przerażonymi oczami, lecz zaśmiałam się głośno i na prawdę szczerze, przez łzy. Przyjaciele zaczęli mnie przytulać.
- Dziękuję - szeptałam raz po raz, każdemu po kolei do ucha.
- No, to jesteśmy teraz jedną, wielką, szczęśliwą rodziną - odparł Damon po czym rozwalił się na krześle i uśmiechnął się rozbrajająco. Dziewczyny spojrzały na niego "spod byka", lecz zaraz zaczęły się śmiać. Uśmiechałam się. Po raz pierwszy, szczerze, od bardzo dawna.
- Więc, na prawdę nie chce psuć tej jakże magicznej i pięknej chwili, ale mamy kolejny problem. Klaus wrócił... - wszystkim nagle zrzedły miny. Wlepili oczy w Damona, wstrzymali oddech.
- ... w ciele Tylera. - dokończył. Było słychać, jak nagle w pięć płuc nabiera się powietrze. Caroline lekko pisnęła. Tylko Bonnie wydawała się najmniej zdziwiona.
- To moja wina! Kiedy byliśmy w piwnicach, gdy Rebekah miała się zjawić po jego ciało - Bonnie spojrzała znacząco na Damona - poprosiłam Cię, byś zostawił mnie na chwilę z nim samą. Kiedy tylko wyszedłeś, on.. on do mnie zaczął mówić. Zahipnotyzował mnie, kazał mi wyjąć jego duszę z ciała, bo wiedział, że nikt nie będzie w stanie go ochronić przed Alaric'em. Kazał mi znaleźć Tylera, na którego już wcześniej udało mu się rzucić urok. Kiedy już było po wszystkim, udałam się do lochów, gdzie chłopak już na mnie czekał. Odprawiłam czary i... później już wszystko toczyło się tak szybko, że nie miałam czasu kogokolwiek o tym powiadomić. - kiedy skończyła, zaczęła aż dławić się własnymi łzami. Widać było, że jest jej okropnie przykro, że czuje wstręt do siebie.
- Nie płacz, kochanie - powiedziała słabo Caroline - gdyby nie Ty, wszyscy bylibyśmy już dawno martwi. - uśmiechnęła się delikatnie. Wiedziałam, co przeżywa. Doskonale pamiętałam, co Klaus zrobił ze Stefanem, z Alaric'em. Było mi nie dobrze, miałam ochotę go zabić za to, że wszyscy moi najbliżsi przez niego cierpią, lecz teraz już wiedziałam jak czuli się parę godzin temu. Teraz wraz z Klausem i moimi przyjaciółmi, ja również straciłabym życie.


Wiem, że odcinek nie jest zbyt ciekawy i trzymający w napięciu, ale musiałam wyjaśnić chociaż część spraw, by móc zacząć cokolwiek komplikować. ;-)
Nie jest on idealny, już wczoraj wieczorem planowałam kolejny odcinek, ale niestety musiałam wcześnie wstać. Tak to jest jak się zachciewa wycinać pieprzyki. ;-) Jedynym plusem dzisiejszego dnia jest to, że w końcu udało mi się kupić sukienki na wesele. Nawet dwie! Mój chłopak oszalał, kiedy je przymierzyłam, więc bez zastanowienia poleciałam płacić, zanim by strzeliło mi coś do głowy i mogłabym się rozmyślisz. ;-) 
Możliwe już jutro do południa pojawi się kolejny odcinek, zobaczymy, być może znajdę sobie inne zajęcie czekając na mojego Romeo, by wrócił z pracy. ;-)
Życzę miłej nocy, moje kochane dziewuszki ;-*


Wasza J.

poniedziałek, 9 lipca 2012

Rozdział 1

Zaczęła płakać. Znowu. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Wszyscy wpatrywali się w jej reakcję, lecz nikt do niej nie podszedł, nie przytulił. Czy czuła się sama? Czy właśnie tego potrzebowała? Płakała ze złości, ze smutku czy ze szczęścia, że jednak Matt żyje? Nagle przestała płakać.
- A co ze mną? - powiedziała. Wszyscy zaczęli patrzeć po sobie i każdy miał nadzieje, że ktoś w końcu się odezwie.
- Posłuchaj, Eleno.. - zaczął Jeremy. - Ciebie Stefan nie zdążył uratować.
- Co? - w jej oczach było widać strach, lecz była spokojna. Widać było, że naprawdę nie rozumie.
- Kiedy upadłaś w domu, a ja przewiozłem Cię do szpitala, było z Tobą bardzo źle. Meredith mogła uratować Cię tylko jednym sposobem: podała Ci krew wampira. Nie spodziewała się, że w taki krótkim czasie możesz... umrzeć. - widać było, że młodszemu bratu Eleny coraz ciężej jest mówić.
- Gdyby nie krew, którą Ci dałam, nie rozmawialibyśmy teraz tutaj. Przepraszam, że wybrałam za Ciebie, że nawet nie powiedziałam Ci o tym, ale musiałam Cię ratować. Nie mogłaś umrzeć, nie teraz. - Eleny wzrok zaczynał być coraz pewniejszy. Zrozumiała.
- Teraz... teraz decyzja należy do Ciebie. Czy chcesz być nieśmiertelną, czy chcesz umrzeć. - powiedziałem i spojrzałem jej prosto w oczy. Nie mogłem odczytać jej zamiarów, myśli. Jej wzrok był po prostu pusty.
- Wiedz jeszcze, że decyzja jaką podejmiesz, wszyscy, którzy tu jesteśmy - zaakceptujemy ją. - dodałem i wypuściłem powietrze. Bałem się. okropnie bałem się co powie. Nie chciałem jej tracić. Wolałem pogodzić się na wieczne życie jej i Stefana niż już nigdy więcej jej nie ujrzeć.
- Ile mam czasu? - powiedziała głośno i wyraźnie. Wszyscy, którzy ją znali, dobrze wiedzieli, że chce ukryć swoje wątpliwości.
- Będziesz coraz słabsza. Sama to poczujesz. - odparłem. Znów spojrzałem w jej w oczy i... zobaczyłem uśmiech. Lecz nie uśmiechała się do mnie.
- Stefan! - wykrzyknęła. Podniosła się w okropnie szybkim tempie i rzuciła się mojemu bratu na szyję. Poczułem okropny ból przeszywający moją klatkę piersiową, lecz nie mogłem się z tym ujawnić. Czułem jak mięśnie na mojej twarzy sztywnieją.  Przytulił ją, ale... coś było z nim nie tak. Po chwili delikatnie odsunął ją od siebie.
- Przeszłaś już przemianę? - zapytał, jak by nie miała już innego wyboru. Uśmiech Eleny nagle zniknął. Jak by wcale go tam nie było.
- Nie. Jeszcze nie wiem jaką decyzję podejmę. - powiedziała dziarsko, jak by chciała zrobić mu na złość.
- Co? Ty chyba sobie żartujesz?! Wszyscy poświęcamy się dla Ciebie, jesteśmy w stanie oddać życie, a Ty chcesz teraz tak po prostu umrzeć? Po co było to wszystko, co?! - wykrzyczał i odepchnął ją od siebie.
Poczułem, że moje pięści same się zaciskają, już miałem rzucić się na niego, lecz Jeremy mnie powstrzymał. "Poczekaj" szepnął.
- To nie o to w tym wszystkim chodzi, Stefan. Cały czas powtarzałam, że nie musicie tego dla mnie robić. Nawet nie wiesz ile razy płakałam po nocach z bezsilności, bo NIKT mnie nie słuchał, wszyscy próbowali mnie "ratować"! - ona również zaczęłam krzyczeć - Dlatego coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że nie przejdę przemiany. Umrę. A wy wszyscy w końcu będziecie mogli żyć w spokoju, bez żadnych komplikacji, które są tylko i wyłącznie przeze mnie. - powiedziała jednym tchem i zaczęłam głęboko oddychać, aż jej całe tułowie ruszało się na dół i do góry.
- Cześć - wszyscy nagle odwróciliśmy się. To Matt w końcu się przebudził. Uśmiechał się, miał się dobrze. Wszyscy przez tą całą scenę, którą wywołał Stefan, zapomnieli, że jeszcze jest Matt, który... nie żyje.
Nagle było słychać huk i Stefan z Eleną zniknęli. Miałem w głowie tylko jedno: "ten skurwiel porwał Elenę!". Wszyscy stali w bezruchu i wpatrywali się we mnie.
- Caroline, chodź ze mną, a wy zajmijcie się Matt'em - złapałem ją za rękę i pobiegliśmy w wampirzym tempie. Przed budynkiem szpitala rozdzieliliśmy się. Pobiegłem w stronę lasu. Zaczęło świtać. Biegałem w kółko przerażony. Wiedziałem, ze muszę opanować emocję, nie mogę się nim poddać, bo to mnie zgubi, a wtedy może być już za późno. Wytężyłem słuch. Parę kilometrów dalej usłyszałem grupę ludzi, którzy opowiadali coś sobie i śmiali się głośno. Zapewne byli pijani. Zacząłem biegnąć w ich stronę. Nie działo się nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że przez przypadek usłyszałem jak by... krzyk?
- Elena, nie! - Stanąłem jak wryty. Zobaczyłem mojego kochanego braciszka jak stoi zadowolony nad dziewczyną, która wbijała zęby raz po raz w szyi jakiegoś dzieciaka. Spojrzała na mnie przekrwionymi oczami i wyszczerzyła zęby, gotowa to ataku.
- Co jej zrobiłeś!? - krzyknąłem i rzuciłem się w jego stronę. Złapałem go za gardło i podniosłem do góry. Czułem, że twarz mi się zmienia, byłem przepełniony złością, miałem ochotę go zabić. Stefan chyba wyczuł moją chwile zawahania, bo wyrwał się i uciekł. Nie wiedziałem co mam robić: gonić za nim, czy pomóc Elenie. Zdecydowałem się na drugą opcję.
- Elena, już wystarczy, już, przestań. Warknęła na mnie, wyglądała jak by chciała mnie zaatakować. Nagle jej oczy zaczęły się zmieniać, posmutniały i znów zrobimy się czekoladowe. Znów była sobą, tylko... cała we krwi.
- Co ja robię... - powiedziała i zrezygnowana usiadła na ziemie. Ręce jej opadły. Zaczęła płakać. Podszedłem do niej i usiadłem obok.
- Mi zrobił to samo. Nie martw się, nienawiść kiedyś minie. - odparłem. Spojrzała na mnie oczami pełnymi łez i przytuliła się do mnie. Nie zastanawiając się długo, objąłem ją ramieniem. Nie mówiliśmy już nic, chciałem by się wypłakała.
- Dziękuję - wyszeptała. - zaprowadzisz mnie do domu? Muszę się umyć i dopiero wtedy pójdziemy do reszty i powiemy im tą straszną nowinę. Lepiej by nie oglądali mnie w takim stanie. - uśmiechnęła się lekko.
- Chodźmy. - powiedziałem i pomogłem jej wstać

***


Weszliśmy do domu. Damon od razu usiadł na kanapie, a ja udałam się na górę do łazienki. Spojrzałam w lustro. Przeraziłam się swoim widokiem, byłam cała we krwi. Brzydziłam się siebie... Odkręciłam wodę i oblałam sobie twarz. Nagle poczułam dziwne uczucie, że o czymś zapomniałam. Usiadłam na brzegu wanny i nagle wszystko mi się przypomniało. Damon był pierwszym...
- Damon! - krzyknęłam z całych sił, choć wiedziałam, ze szepnęłabym, a i tak by mnie usłyszał.
- Tak? - powiedział wolno, wkładając głowę za drzwi. - Co się stało?
- Wejdź i usiądź. - powiedziałam. Nie wiedziałam, czy mam się na niego wściec, czy mu podziękować.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że Ciebie poznałam pierwszego? Dlaczego to wszystko przede mną ukrywałeś? Czemu byłeś taki oschły i wredny przez ten cały czas, a tak na prawdę mnie kochałeś? Czemu nie byłeś ze mną szczery? Czemu mi to zrobiłeś? - wylatywały ze mnie pytania, a ja nie mogłam tego powstrzymać.
- Ja... - zaczął. Było widać, że czuje się niekomfortowo w tej sytuacji - Nie chciałem jakkolwiek wpływać na Twoją decyzję z kim chcesz być. To nie jest ważne, który z nas Cię kocha bardziej, czy którego poznałaś pierwszego. Ważne jest to co Ty czujesz. Akurat moment, w którym się poznaliśmy, ten prawdziwy moment, był moją chwilą załamania. Potrzebowałem kogoś, z kim mógłbym być w końcu szczery, ale miałem tyle uczuć jednocześnie... że wolałem zostać tym złym Damonem, którego wszyscy bardzo dobrze znają. Nienawidzę kiedy wszyscy patrzą na mnie z litością czy współczuciem. Czuję się wtedy słaby. Już raz się tak czułem, kiedy byłem zakochany w Katherine. Wszyscy mi współczuli, bo ona wybrała mojego brata. Dlatego tak bardzo nie chciałem, by wszyscy wiedzieli o moich uczuciach do Ciebie. Bałem się, że znów wszyscy będą się ze mnie wyśmiewać. - kiedy mówił, jego oczy były pełne smutku, tęsknoty, nadziei. Kiedy skończył nagle jego oczy znów stały się obojętne.
- Kończ się myć i lecimy. Trzeba sprawdzić co u reszty. - powiedział, lecz kiedy już miał wyjść odwrócił się i powiedział tylko "Przepraszam".
Zostałam sama z głową pełną myśli. I co teraz mam zrobić? Wszystko się skomplikowało. Moje uczucia wariowały, wszystko stało się takie wyraźne. Wszystko było takie pewne, ale niepewne. Nie wiedziałam co mam zrobić, czułam, że moje uczucia do obydwu braci są wielkie, lecz jednak do jednego z nich czuje... coś innego. Coś niesamowitego. Oblałam się zimną wodą, by trochę ostygnąć. Wszystko mnie paliło, a najbardziej gardło. Kiedy skończyłam, zeszłam na dół.
- Cześć Eleno - usłyszałam, a na całym moim ciele pojawiły się ciarki.

Prolog

Otworzyłam oczy. Mimo, że nie mogłam sobie nic przypomnieć, to przeczuwałam, że dziwne jest to, iż czuję się... dobrze?
- Elena!- ktoś do mnie podbiegł i przytulił mnie z całych sił. Byłam jeszcze lekko ogłupiała, nie wiedziałam gdzie jestem i co się tak właściwie stało. Owa osoba spojrzała mi prosto w oczy. Mogłam w nich znaleźć miłość, ciepło, niepokój, ból, złość, radość i zmęczenie.
- Damon! - wykrzyknęłam, wtuliłam się w niego jak mała dziewczynka i zaczęłam płakać. Nagle wszystko zaczęło mi się przypominać. Klaus, Tyler, Matt, most, wypadek...
- Gdzie jest Matt?! - wykrzyknęłam i odepchnęłam mężczyznę od siebie. Spojrzał na mnie otępiałym wzrokiem. Czy on miał łzy w oczach? Dopiero teraz zauważyłam, że jest cały we krwi i brudzie, lecz wszystkie rany, które musiały okropnie krwawić, zagoiły się.
- Ja... Ja też nie wiem o co chodzi. Alaric chciał mnie zabić, gdy nagle zaczął się zwijać z bólu i... zamienił się w kamień. Nie zastanawiając się, przyjechałem tutaj i...
- Jezus, Elena, tak się martwiliśmy! - nagle drzwi się otworzyły i wleciało mnóstwo ludzi. Cały czas ktoś mnie przytulał, dotykał, zaglądał mi w oczy czy to na pewno ja. Rozpoznałam Caroline, Bonnie, Jeremy'ego, Meredith, ale Matt'a i Stefana wśród nich nie było.
- Gdzie.. gdzie Matt? - wszyscy spojrzeli po sobie, mieli zakłopotane miny. Czułam, że zbliża się najgorsze.
- Tutaj. -  Meredith pokazała ręką. Wszyscy się rozsunęli, bym mogła spojrzeć. Matt leżał na metalowym stoliku. Wyglądał jak... nieżywy?
- Nie! nie, nie, nie, nie.. - krzyczałam i chciałam do niego wstać, ale poczułam, że wszyscy mnie trzymają, by uniemożliwić mi podejście do niego.
- On nie może, on żyje, on nie może umierać, to ja, moja wina... - udawało mi się tylko wyrzucić z siebie kawałki zdań. Byłam zrozpaczona, a zarazem zła. To moja wina, to ja kazałam mu zawracać, to przeze mnie wpadliśmy do wody, to przeze mnie...
- Elena, Matt będzie żył. - powiedziała cicho Meredith. Nagle przestałam szlochać, spojrzałam się na nią ogłupiałym wzrokiem.
- Jak to?
- Kiedy Stefan wyciągnął Matt'a z wody, wiedział, że przeżyję, ale był słaby. Stefan musiał ratować jeszcze Ciebie. Bez zastanowienia podał mu swoją krew i zostawił go na górze. Nie wiem czy wiesz, że to przez Rebekah wypadliście z mostu. Wiedziała, że nie przeżyjecie, ale wolała się upewnić. Wtedy zobaczyła Matt'a, oddychał, lecz był nieprzytomny, odzyskiwał siły dzięki krwi Stefana. Dziewczyna nie wiedziała o tym. Zabiła go... dzięki czemu zapewniła mu nieśmiertelność.