Siedziałam przy kuchennym stole, co chwile uderzał mnie mocny zapach czarnej kawy. Uśmiechałam się sama do siebie.
- Z czego jesteś taka zadowolona? - powiedział Damon i odwrócił się do mnie. Właśnie przygotowywał obiad, bym mogła zjeść w końcu coś normalnego. Nie mogłam napatrzeć się na wampira, który gotując wyglądał tak okropnie seksownie. Przez głowę przeleciała mi myśl, że jednak dobrze, iż tylko jedna osoba może czytać mi w myślach bez dotyku.
- A, tak jakoś cieszę się, że mogłam wrócić choć część mojego dawnego życia. - stwierdziłam, biorąc kolejny łyk kawy.
W końcu doszłam do siebie. Bonnie opowiedziała mi wszystko ze szczegółami. Najbardziej cieszy mnie fakt, że nadal mam możliwość zostać w przyszłości matką. Niestety na tą chwilę wiem, że nie mogłabym się związać z żadnym facetem. A już na pewno nie z nowo poznanym. Mamy teraz tyle problemów na głowie. Cały czas zastanawiam się co zrobi Klaus gdy się dowie, że nie dość, że nie udało mu się mnie zabić, to do tego jeszcze jestem w swoim własnym ciele. Zapewne wszystko zacznie się od początku. Znów będzie chciał mnie zabrać do siebie i kiedy będzie mu potrzebna moja krew, po prostu będzie ją ze mnie spuszczał litrami. Na samą myśl cała zadrżałam.
- Wszystko w porządku? - znów zapomniałam o jego istnieniu. Czułam się przy nim tak bezpieczna, że mogłam zapominać o całym świecie i dać się ponieść wyobraźni.
- Tak, wszystko dobrze. Ciągle myślę o tym, czego nie powiedzieliśmy jeszcze na głos.
- Klaus? - zapytał, potaknęłam mu. Zrobił dziwną minę, jak by się zamyślił. - Dobrze wiesz, co by się nie działo, będę walczył do ostatniej kropli krwi. - powiedział i uśmiechnął się do mnie, bym nie zabrzmiało to zbyt oficjalnie. Wstałam i podeszłam do niego. Oparłam głowę na jego torsie i objęłam go rękami w okół brzucha. Cały zesztywniał.
- Dziękuję. - wyszeptałam. Po moich słowach, jak za machnięciem magicznej różdżki, rozluźnił się i przytulił mnie mocno do siebie.
- Tak się cieszę, że nic ci nie jest. - powiedział. Chyba za wiele było tych czułości, bo znów zaczęłam czuć jak cały sztywnieje.
- Klaus.. - wysyczał.
- Co? Ja przecież wiem... - nagle do mnie dotarło. Odwróciłam się natychmiast. Przed nami stał, o dziwo, Klaus we własnym ciele. Przeraziłam się. Lecz on, w ogóle nie zdziwiony, patrzył na nas z uśmiechem.
- Witajcie, kochani. Jak miło patrzeć na dwójkę szczęśliwych ludzi. Pewnie zastanawiasz się, co mnie tu sprowadza, bo przecież cię zabiłem. - ostatnie zdanie powiedział mi prosto w oczy, coraz bardziej się przybliżając. - nie, nie, nie. Ja cię uratowałem. - uśmiechnął się szyderczo. - Myślisz, że jestem taki głupi? Jestem Pierwotny. Wiem do czego służą te łańcuszki. Kiedy cię porwałem nie miałem zamiaru zabijać. Ale kiedy dostrzegłem te świecidełko na twojej szyi, nawet przez chwile się nie zawahałem. Nawet nie wyobrażasz sobie mojej radości, kiedy spostrzegłem, że byliście tacy głupi by nie sprawdzić do końca jego umiejętności. - Klaus stał już ze mną twarzą w twarz, lecz nie dotykał mnie. Czyżby się bał, że poznam jego zamiary? - Nie zrobię Ci krzywdy. Potrzebuję tylko trochę krwi do ampułki. Ah, moje hybrydy zaczynają wybijać siebie nawzajem, muszę zwiększyć ich ilość, by nie ryzykować, że znów możesz się... zabić. - dokończył.
Cała reszta zdarzyła się w ciągu sekundy. Klaus odepchnął Damon tak, że wypadł przez szybę, złapał mnie za rękę, wbił mi kły w nadgarstek, wlał moją krew do naczynia i wybiegł. W ciągu następnej sekundy znalazł się koło mnie Damon i już opatrywał mi ranę.
- Nic mi nie będzie. - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego słabo.
Mężczyzna zaprowadził mnie na kanapę. Posadził mnie i sam usiadł, dociskając gazą nadal krwawiące "dziurki".
- Musimy coś z tym zrobić. Nie może być tak, że będzie przychodził, kiedy tylko będzie miał ochotę i zabierał ci krew. Po drugie, nie może być tak, żebym nie był w stanie cię obronić. Trzeba jakoś zadbać o Twoje bezpieczeństwo. Po trzecie, trzeba dokładnie dowiedzieć co jeszcze potrafi ten łańcuszek.
- Z tego co mówiła Katherine, mogę wybierać sobie moce. Tylko nie mam pojęcia jak to uruchomić. - odparłam, nabierając głęboko powietrze. Nagle wpadłam na głupi pomysł. Ruchem głowy kazałam Damonowi się odsunąć, po czym zdjęłam gazę z rany, drugą ręką złapałam za wisiorek. "Chcę, by ta rana się zagoiła" pomyślałam, zaciskając powieki, jak by to cokolwiek miało pomoc. Otworzyłam oczy i... nic się nie zmieniło.
- Eh, nie wiem na czym to polega.
- Elena, spójrz. - Nagle na moich oczach, moja własna rana zaczęła się goić w tempie ekspresowym. Byłam w takim szoku, że mimo, iż wszystko się już zagoiło parę sekund temu, nadal nie mogłam mrugać. Kiedy zaschły mi oczy i zaczęły napływać łzy, otrząsnęłam się.
- To działa! - wykrzyknęłam, wstając z kanapy. Damon również podskoczył i znów byliśmy w swoich objęciach.
- Musimy jak najszybciej dowiedzieć się jakie magiczne właściwości mają te łańcuszki. Z jednej strony mogą nam pomóc, lecz z drugiej... niestety zaszkodzić. - uśmiechnął się do mnie pocieszająco i przytulił jak prawdziwy przyjaciel. "Boże, dlaczego ona nie może być tylko moja?" Usłyszałam w jego głowie. Cała zdrętwiałam. Damon chyba domyślił się co się wydarzyło i również cały zesztywniał. Spuścił wzrok i odsunął się ode mnie. Nagle poczułam dziwne uczucie w sercu i brzuchu. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Złapałam go za podbródek i lekko podniosłam. Spojrzał mi w oczy ze strachem i nadzieją. Nie wiedziałam, że Damon Salvatore potrafi pokazywać takie emocje. Poczułam napływ dziwnej energii, zbliżyłam się i... zetknęliśmy się ustami. Poczułam miłe mrowienie. Podniecenie wzięło górę. Z niewyobrażalną siłą pchnęłam go na ścianę, przyciskając go do niej i pocałowałam namiętnie. Damon zrobił to samo. Nie mogliśmy się sobą nacieszyć, nie mogłam się powstrzymać. Najlepsze było w tym wszystkim to, że nigdy nie było mi tak dobrze. Czułam jak po całym ciele przechodzi mi fala gorąca. Damon nieoczekiwanie złapał mnie za pośladki i przycisnął do siebie. Zważając na to, że Damon był ode mnie wyższy, w okolicach brzucha poczułam delikatny ucisk. Kiedy dotarło do mnie co mężczyzna chce mi przekazać, oderwałam się od niego i spojrzałam mu szeroko w oczy. Uśmiechał się rozbrajająco. Odpowiedziałam mu tym samym, po czym wpiłam się w jego usta, po czym podskakując i zawieszając się rękami na jego szyi, zaplotłam nogi na jego biodrach. Usłyszałam ciche mruknięcie i w wampirzym tempie znaleźliśmy się w sypialni.
***
Obudziłem się z uśmiechem na ustach. Przez chwilę nie mogłem sobie przypomnieć co było powodem mojej radości, lecz kiedy otworzyłem oczy wszystko było już jasne.
- Dzień dobry.. - powiedziałam Elena, przeciągając się powoli. Uśmiechała się tak przepięknie. Starając się badziej przykryć, zrzuciła ze mnie całą kołdrę. Z uśmiechem na ustach patrzyłem jak się czerwieni.
- Jesteś nagi.
- Wiem. - odpowiedziałem i przeciągnąłem się leniwie. Elena, mimo, że kolorem przypominała już dojrzałego pomidora, to nadal nie spuszczała wzroku z mojego brzucha i... i tego, co było troszeczkę niżej.
- Halo, tu jestem. - powiedziałem ze śmiechem. Wydawało mi się, że człowiek już bardziej nie może się zaczerwienić, lecz teraz buzia Eleny zamieniła się w buraka. Wybuchnąłem śmiechem, przytulając ją zarazem.
- Uwielbiasz, kiedy kobiety się przez Ciebie zawstydzają, prawda? - powiedziała, udając obrażoną. Złapałem ją, położyłem na kolanach i zacząłem gilgotać. Elena krzyczała, śmiała się i wyrywała na zmianę. Kiedy w końcu przestałem, spojrzała mi głęboko w oczy.
- Chciałabym, żebyś był człowiekiem. - odparła cicho. Nagle stało się coś dziwnego. Łańcuszek Eleny dziwnie się zaświecił i po chwili zgasł. Byliśmy w szoku. Czułem, że mam otwartą buzię z wrażenia, ale nie byłem w stanie jej zamknąć. Szybko się ogarnąłem. Skupiłem się, wytężyłem wszystkie myśli i... nic. Gdzie są moje kły!?
- O cholera. - powiedziała Elena, i zatkała sobie usta dłonią.